Dowcip przypomniał mi się, gdy zobaczyłem wydaną ostatnio książkę mego rówieśnika, Bohdana Górskiego. Nosi ona tytuł: „Jak przeżyć kapitalizm?". Przyszło mi do głowy, że w zestawieniu tego kawału z tym tytułem odbija się coś z niełatwego doświadczenia co najmniej kilku roczników Polaków, urodzonych przed samą drugą wojną światową i żywych do dnia dzisiejszego...
Autora książki znam od 60 lat. Chodziliśmy do nieodległych liceów na Mokotowie, spotykaliśmy się czasem na nie całkiem oficjalnych lekcjach religii u Świętego Andrzeja Boboli. Był rok 1953. Mokotów był wtedy dzielnicą starej „przedwojennej" inteligencji, właśnie na nowo zasiedlaną przez średnią i wyższą kadrę PZPR-owskich działaczy partyjnych. Idąc do szkoły, przechodziłem dwa razy dziennie między gmachami MSW a znanym na całą Polskę więzieniem. W klasie byli koledzy tacy i tacy. Nauczyciele też. W wieku lat czternastu, między algebrą, piłką, wypracowaniem o Stalinie i ryzykowną ministranturą, pojawiały się pytania i wybory – wcale nie dziecinne.
Górskiego znałem słabo. Nie zdarzyło się nam gadać na poważnie. Patrzył spode łba, jakby wiedział swoje i zachowywał dystans. O tym, że jego nieżyjący już wtedy ojciec, major Jan Górski, był współtwórcą i uczestnikiem cichociemnych – słynnej formacji polskich oficerów, którzy po wyszkoleniu w Londynie zrzucani byli do okupowanej przez Niemców Polski, by wzmocnić kadrę oficerską AK – wtedy oczywiście nie wiedziałem.
Sam Bohdan wyszedł z cienia, gdy nagle w kwietniu 1953 roku został „całkiem dorośle" aresztowany za zakładaną w szkole tajną organizację „antypaństwową". Było o tym sporo szeptania na uczniowskim Mokotowie. Siedział dwa miesiące, po czym ktoś możny sprawie szczęśliwie łeb ukręcił i 14-letni wrogowie ustroju mogli spokojnie wrócić do nauki.