Na Ukrainie mało kto oczekiwał wielkich niespodzianek w niedzielny wieczór wyborczy. Od wielu tygodni prezydencka partia Sługa Narodu była liderem we wszystkich sondażach z bezpieczną – wynoszącą około 30 pkt. proc. – przewagą. Podstawowym pytaniem nie było więc to, czy ugrupowanie Zełenskiego wygra, tylko jakich rozmiarów będzie to zwycięstwo. Może właśnie dlatego atmosfera w większości sztabów wyborczych w Kijowie była nieco senna i apatyczna – zwycięzca był z góry znany, a pozostałym partiom trudno było ogłosić sukces. I o ile w sztabie ugrupowania byłego prezydenta Petra Poroszenki robiono dobrą minę do złej gry i częstowano dziennikarzy aperol spritzem, a u Zełenskiego odtworzono nieformalny klimat z czasów kampanii prezydenckiej (m.in. znów wystawiono dla gości stoły do ping-ponga), o tyle większość dziennikarzy miała problem z wejściem do sztabu Julii Tymoszenko i część z nich musiała prowadzić relacje sprzed budynku. Wielkiej fety nie szykowano również w sztabie otwartego na dialog z Moskwą ugrupowania Za Życie! ani u politycznych debiutantów z partii Głos.