To wizjoner z głową w chmurach i realista mocno stąpający po ziemi. Trudno nie poddać się jego urokowi. Zacina się, ale mówi ze swadą, co okrasza slangiem w stylu „kumać" lub „skapnąć", a do korespondencji wplata emotikony. Ubiera się elegancko, lecz po młodzieżowemu zdejmuje marynarkę i podwija rękawy koszuli. Jest taki jak jego przedsięwzięcia, będąc sobą i swoim zaprzeczeniem.
Zresztą o Pracowni Synergii, która spina całą działalność, mówi „meduza", bo jest i nie jest agencją interaktywną i reklamową, biurem architektonicznym i lobbingowym, firmą konsultingową i producencką. Ukuł też określenie „konsjerż dla biznesu", skoro rozwiązuje problemy klientów – też różnych: fundacji i firm, ale też weterynarza i sklepu z koszulkami.
Na spotkanie umawiamy się właśnie tam – żadne marmury, zwykłe mieszkanie przerobione na biuro. Ktoś otwiera drzwi, ktoś inny proponuje włoską kawę, jeszcze inny podaje do stołu i zapewnia, że szef już w drodze (piechotą!). Zdecydowanie synergia to słowo klucz do zrozumienia Gnyszki i niezrozumienia zarazem.