Znajomi, których poglądy są bardzo dalekie od jakiegokolwiek nacjonalizmu (a czasem nawet od patriotyzmu), ostrzegają, że taka porcja wyznawców islamu może być niebezpieczna dla Polski i jej tożsamości. Problemu nie widzi natomiast papież Franciszek – odpowiadając na jego apel, polscy duchowni katoliccy zbierają więc pieniądze na pomoc imigrantom i deklarują, że znajdą dla nich miejsce w swoich parafiach.
Trochę to zabawne, szczególnie w kontekście zachowania polskich muzułmanów – Tatarów. Jakiś czas temu straszyłem, że niektórzy z nich, ci wyszkoleni na muzułmańskich uczelniach w krajach arabskich, mogą być dla Polski niebezpieczni, i wyrażałem nadzieję, że odpowiednie służby mają ich na oku. Dziś przyjmowania muzułmanów z krajów arabskich polscy Tatarzy odmówili. Specsłużby – jak sądzę – w końcu mogą sobie ich inwigilację odpuścić. Teraz i tak będą miały mnóstwo roboty.
Jedni mówią, że do Polski trafi tylko 2 tysiące imigrantów, inni wspominają aż o 50 tysiącach. Jedni epatują zdjęciami martwego dziecka wyrzuconego przez morze na brzeg, inni – drogowskazami, na których nazwy Targówka i Śródmieścia (oraz innych warszawskich dzielnic) napisane są po polsku i arabsku. Jedni pokazują, że południowe Węgry po wizycie emigrantów wyglądają jak pole po przejściu szarańczy, inni mówią, że za każdego ściągniętego do Polski imigranta dostaniemy z Unii 10 tys. euro. Jedni namawiają, żeby wypowiedzieć układ z Schengen i obstawić granice wojskiem, inni twierdzą, że prawo do przekraczania granic bez kontroli należy do podstawowych praw człowieka i obywatela.
A mnie kontrola na granicach nie przeszkadza. Jeśli mam ważny paszport, to niech mnie kontrolują ile wlezie. Pogranicznik i celnik w budce przy granicy to dla mnie taki sam symbol suwerenności państwowej jak własny parlament, waluta czy język.
Tym razem jednak będę zachęcał, aby układu z Schengen bronić. Granice między Polską a innymi państwami, szczególnie tymi bogatszymi, powinny pozostać otwarte. Musimy zabiegać, aby nasi zachodni sąsiedzi nie wprowadzili jakiejkolwiek kontroli. A jeśli uda się utrzymać układ z Schengen, będę także zachęcał, by Polska zadeklarowała przyjęcie jak największej liczby uchodźców zza Morza Śródziemnego. Powinniśmy zaprosić do nas imigrantów i zapewnić im godziwe warunki, a więc przyznać najniższe możliwe zasiłki (bo niby dlaczego przyjezdni mają mieć lepsze warunki życia od najuboższych Polaków). Musimy też opłacić im kursy, które ułatwią przeżycie w Europie. Czyli kursy języka niemieckiego. A potem, jeśli coś jeszcze zostanie z 10 tys. euro, które da nam za każdego z przybyszów Unia Europejska, kupmy każdemu bilet kolejowy. Podróże kształcą. Niech jadą do Berlina.