Była wiosenna niedziela roku 1944. Wokół ringu na placu apelowym zasiedli esesmani pilnujący obozu w Wittenberge. Za nimi stanęli więźniowie. Wycieńczony przymusową pracą Trollmann zmierzył się z sadystycznym, znienawidzonym kapo Emilem Corneliusem, przedtem bandytą. Współwięźniowie radzili koledze, żeby symulował walkę i nawet nie próbował zrobić rywalowi krzywdy, bo inaczej zapłaci za to życiem, a przecież koniec wojny blisko.
Ale Cygan nie słuchał. Powiedział, że ma już dość upokorzeń. Niższy, ale potężnie zbudowany kapo natychmiast po gongu ruszył do ataku. Trollmann zrobił unik i wpuścił rywala w liny. Potem jeszcze raz. Gdy Cornelius znów natarł, Trollmann odskoczył i wyprowadził kontrę. Kapo nadział się na potężny podbródkowy i padł na deski. Sędziujący walkę komendant obozu zaczął liczyć. Wtórowali mu zachwyceni więźniowie. Corneliusa trzeba było wynosić z ringu. Zajęli się tym inni funkcyjni, ale kapo był ciężki, bezwładny i spocony, więc wypadł im z rąk. Rozbawieni esesmani i więźniowie zaczęli wyliczać Corneliusa po raz drugi: „Eins, zwei, drei...".
Kapo stał się pośmiewiskiem obozu. Tym, który wziął lanie od nędznego Cygana. Kilka dni później Cornelius się zemścił. Zatłukł Trollmanna pałką. Pierwszy cios zadał mu znienacka od tyłu w głowę. Trollmann upadł. Po kilkunastu dalszych uderzeniach już nie żył. To wiemy na pewno, bo obóz i wojnę przeżył naoczny świadek, współwięzień Robert Landsberger, i opowiedział, jak było, zeznając na procesie Corneliusa. Kapo za tę i kilkanaście innych zbrodni poszedł do więzienia. Wyszedł na wolność w 1961 r.
W hołdzie Róży Luksemburg
Książka Dario Fo („Razza di Zingaro", Chiarelettere, Milano, 2015) tylko w zarysach kreśli tragiczne losy Trollmanna. Stały się one bardzo swobodnie potraktowaną kanwą opowieści pełnej konfabulowanych dialogów, scen i postaci jakby żywcem przeniesionych z desek teatru na karty książki. To nie dziwi, Fo (zilustrował opowieść własnymi rysunkami) jest przede wszystkim człowiekiem teatru: dramaturgiem, aktorem, scenografem. Co więcej, 90-letni noblista każe się przyglądać życiu Trollmanna przez filtr własnych poglądów i politycznych pasji, a jest nadal żarliwym anarchizującym komunistą.
Efekty chwilami irytują, a chwilami bawią. Fo-scenograf powiesił w pokoju Trollmanna portret Róży Luksemburg i przekonuje, że to właśnie ona, wraz z Karlem Liebknechtem i Spartakusem, była idolem 13-letniego chłopca. Wkłada mu w usta słowa: „Ta kobieta mnie zafascynowała. Ma taki zdecydowany wyraz twarzy! Aresztowali ją i posłali do więzienia, bo walczyła o wspólne dobro". W tej samej wyimaginowanej rozmowie chłopiec z dumą wspomina swego dziadka muzykanta aresztowanego za to, że grał „Międzynarodówkę". Fo-Trollmann jako 15-latek był znakomicie zorientowany w sytuacji geopolitycznej. Już w 1923 r. w Hanowerze doskonale zdawał sobie sprawę, jak niebezpieczny jest Hitler, i płomiennie wyrażał dojrzałe, rewolucyjne poglądy.