Nieśmiała drobna postać, a drzwi są ramą barwną
I suchy srebrny włos i srebrny wiatr u głowy
I szara kropla smutku na uchylonych wargach,
I ręka ucząc syna prawd ciemnych i prostych
Opada nagłym pluskiem bezsilna na włosy [...]
Przypomnij, jeszcze ciepłe na oczach spojrzenie
I spływa po powietrzu miękka lilia głosu,
Wodnistą smugę znaczy i imię układa.
Niewdzięczny, ach, niewdzięczny – to była twa matka.
Oczywiście ze strof tych łatwo wyczytujemy ślady jakichś zadrażnień, ale jednocześnie obecna w nich jest silna nuta ekspiacyjna (wyznanie winy nieczułości lub obojętności), co świadczy o żywych i głębokich uczuciach młodzieńca do rodzicielki.
Ponieważ wiersz ten został włączony do tomu poetyckiego, jest jasne, że Gajcy chciał mu nadać charakter publicznej spowiedzi. O skali przywiązania Tadeusza do matki świadczy również napisana w 1938 roku wyznawcza „Droga życia", w której zakończeniu czytamy:
„Matko! Słowa Twoje niosłem w sobie wytrwale. Zapomniałem tylko o jednym: s a m stałem się demagogiem, prorokiem błędnym, na próżno wołającym do rzesz.
Zwiodłem samego siebie".
Oba te teksty sporo mówią o wrażliwości Gajcego i roli, jaką w jego życiu odgrywały relacje z bliskimi, a zapewne także i z bliźnimi. Poświadczają o tym także ciepłe wspomnienia, jakie zachowali o Tadeuszu koledzy z gimnazjum, a później z liceum, znajdującego się w tej samej szkole, do którego dostawali się na podstawie tak zwanej małej matury (choć akurat ich rocznik miał pecha, bo przypadła na czerwiec 1939 roku, więc edukację licealną mieli nietypową). Wspomina Kazimierz Dybowski:
„Nigdy go sobie nie wyobrażałem jako pisarza. Był dowcipny, był wysportowany, no fajny chłopak pod każdym względem".
Z lekkim zabarwieniem lirycznym opisuje go Bronisław Jacoń, późniejszy towarzysz broni z podziemia:
„Tadeusz był bardzo dobrym kolegą. Koleżeński, uczynny, [...] łatwy w kontaktach, życzliwy, pomagający. [...] Był żywym chłopakiem, więc grał w piłkę, nie był [...] zamknięty w sobie. Natomiast trzeba powiedzieć, że się wyróżniał posturą filozoficzną. Pamiętam, jak siedzi na ławce, wcinając drugie śniadanie – zgubiony, jakby się wyobcował na chwilę. To go chyba zresztą cechowało przez cały czas".
Inne spostrzeżenia dorzuca Bogdan Turkiewicz:
„Tadzik nie miał kłopotów z nauką. Tyle że wolał przedmioty humanistyczne od ścisłych. No i kochał sport. Chętnie grywał w siatkówkę i piłkę nożną. Lubił kino. Szczególnie zwariowane komedie z braćmi Marx. Kieszonkowe wydawał również na pączki, po które jeździł do cukierni Zagoździńskiego na Wolską róg Syreny".
Szkoła, która zniszczyła życie
Wbrew pozorom przyszły poeta nie czuł się jednak dobrze w swojej szkole, ponieważ, jak zwierzył się po latach Danucie Hanusz-Ambroziewicz, przyjaciółce z kompletu polonistycznego, zostawiła na jego psychice ślad głębokiej, nieusuwalnej traumy. Nie wiemy, co się w niej stało, bo mimo natarczywych dociekań koleżanki nigdy nie chciał tego wyjaśnić, ale wyznanie, że „szkoły nienawidził, bo zniszczyła mu życie", nasuwa jak najgorsze przypuszczenia.
Do tych wspomnieniowych migawek warto dorzucić jeszcze jedną – z patriotycznej uroczystości celebrowanej z wielkim hukiem przez ojców marianów w 1938 roku. Jak się wydaje, rzuca ono pewne światło na późniejsze prawicowe wybory polityczne poety, których znaczenie niekiedy się minimalizuje, podczas gdy wiele wskazuje na to, że ich korzeni należy szukać już w jego szkole, będącej kolebką myśli narodowej.
„On był wielkim patriotą – wspomina kolegę Dybowski – między innymi wzięliśmy [obaj] udział w dwóch uroczystościach, można powiedzieć, historycznych. Sprowadzono do Polski z Francji prochy generała [Edmunda] Taczanowskiego, powstańca styczniowego, i wówczas delegacja naszej szkoły, to znaczy nasza klasa ze sztandarem, poszła na ten pogrzeb do kościoła garnizonowego na ulicy Długiej, a stamtąd cały ten pochód przeszedł na cmentarz Powązkowski. Nieśliśmy z Tadeuszem sztandar i często się zmienialiśmy, bo ciężko było i kawał drogi. W każdym razie to była uroczystość, którą pamiętam do dnia dzisiejszego".
Dokonana przez Andrzeja Taubera-Ziółkowskiego ewidencja i analiza lektur szkolnych, jakie aplikowano uczniom wszechnicy na Bielanach, świadczy o opieraniu edukacji młodzieży na kulcie przeszłości, w tym dziejów dawnych, gdy kształtowała się polska państwowość. Szkoła głosiła także apologię męstwa, odwagi i gotowości do złożenia życia na polu chwały. Dość wspomnieć „Bogurodzicę", „Pieśń o Rolandzie", „Wandę" Cypriana Kamila Norwida, „Na zamku rycerskim" Tadeusza Jeske-Choińskiego, „Alpuharę" Adama Mickiewicza, „Zbroję Zawiszy" Kazimierza Tetmajera czy „Talizman" Waltera Scotta, by jasno sobie uświadomić dalekosiężny cel takiej edukacji. Co zresztą, jak się okazało, dało niezłe rezultaty, bo prawicowa młodzież w czasie okupacji wykazywała się dużą brawurą.
Fragment książki Stanisława Beresia „Gajcy. W pierścieniu śmierci", która ukazała się nakładem wydawnictwa Czarne. Śródtytuły od redakcji
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej”:
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95