Może jednak te drobne kłamstwa nie są nam potrzebne? Parę lat temu zauważyłem, że zamiast zrzucać winę na innych czy na korki, lepiej wychodzę na tym, gdy przepraszam za spóźnienie, mówiąc, że to moja wina, bo za późno wyszedłem z domu. Ludzie pozytywnie reagują na taką szczerość.
To działa na zasadzie autodeprecjacji. Jeżeli przyznaje się pan, że jest niezdarą i nie potrafi wyjść z domu o czasie, to inni przez chwilę mogą poczuć się lepiej, na zasadzie porównania z panem. Proszę jednak uważać, bo jeżeli za często będzie pan robił z siebie taką ofermę, to ludzie przestaną się cieszyć (śmiech). Ale samo „przepraszam za spóźnienie" już nie byłoby tak łatwo akceptowalne. Ważne jest, by podać powód spóźnienia, choć mniej ważne już, jaki to będzie powód. Nie zwykliśmy nikogo puszczać w kolejce tylko dlatego, że o to prosi, prawda? Ale z eksperymentu psycholog Ellen Langer wynika, że wystarczy jakkolwiek uzasadnić swoją prośbę, by ludzie dużo chętniej przystawali na nasze wpychanie się w kolejkę. Na przykład wystarczy powiedzieć, że się spieszymy, co przecież nie jest żadnym uzasadnieniem, ale ludzie częściej automatycznie akceptują naszą prośbę.
Można od dziecka być tzw. urodzonym kłamcą?
Nikt nie rodzi się kłamcą, ale niektórzy rzeczywiście genetycznie dziedziczą pewną bazę, która sprzyja kłamstwu. Generalnie łatwiej kłamią ludzie inteligentni, bo kłamstwo wymaga dość dużego zasobu pamięci operacyjnej. By móc skutecznie kłamać w odniesieniu do faktów, musimy w głowie stworzyć cały układ kłamstwa, bo jeżeli zmienimy jeden element w ciągu zdarzeń, to należałoby dostosować do niego całą resztę. A to wymaga odpowiedniej inteligencji. Badania rzeczywiście pokazują, że ludzie inteligentni nie tylko kłamią skuteczniej, ale też częściej.
Czyli kłamstwo pociąga...
Wydaje się, że tak. Ludzie inteligentni zapewne zdają sobie sprawę, że ich kłamstwa są efektywne, więc statystycznie częściej po nie sięgają. Za to ludzie mniej inteligentni częściej są na kłamstwie przyłapywani i kłamiąc, nie do końca czują się pewnie, więc rzadziej to robią.
Kim są kłamcy patologiczni?
Nie jest jasne, co powoduje, że ktoś – jak to się mówi – kłamie jak najęty. Kłamca patologiczny to osoba, która kłamie niewspółmiernie do efektu, który chce osiągnąć. Przykład. Kobieta chce wyjść wcześniej z pracy i okłamuje przełożonego, że zmarła jej matka... A przecież w końcu się kiedyś wyda, że mama jednak żyje.
Naprawdę są ludzie, którzy kłamią w ten sposób?
Oczywiście, że są. To niewielki odsetek populacji, ale sam znam dwójkę patologicznych kłamców i wielokrotnie słyszałem od nich niesamowite historie, które szybko okazywały się totalną bzdurą. Problem polega na tym, że to zupełnie nie powstrzymuje ich przed dalszymi kłamstwami. Nie czują oni zażenowania, ich zachowanie jest przedziwne... Są to osoby bardzo inteligentne, które mają ponadprzeciętne umiejętności komunikacji werbalnej. Przez otoczenie są oceniani jako bardzo dobrzy mówcy, którzy potrafią porywać swoimi opowieściami. Raczej nie pochodzą z typowego, zrównoważonego środowiska, ale z dysfunkcjonalnego, na przykład z rodzin przestępczych czy z takich, w których był problem alkoholowy.
Po co kłamią aż do przesady?
Charakteryzuje ich dość silny egocentryzm. Prawdopodobnie kieruje nimi potrzeba zwracania na siebie uwagi otoczenia. Przez to, że mówią tak niestworzone rzeczy, zawsze są w centrum zainteresowania, bo zawsze znajdą się tacy, którzy będą słuchali ich z otwartymi ustami, tak jak w XVIII wieki słuchano opowieści niemieckiego, wzorcowego kłamcy patologicznego, króla łgarzy, barona von Münchhausena, który latał na kuli armatniej, dwa razy odwiedził Księżyc i sam wyciągnął się z bagna za włosy.
Czy są ludzie, którzy lepiej wykrywają kłamstwa niż inni?
Przy niektórych zaburzeniach układu nerwowego, takich jak afazja, ludzie są bardzo uwrażliwieni na sygnały niewerbalne, choć mają problemy ze zrozumieniem sfery werbalnej.
Czyli są oni wykrywaczami kłamstw, tak?
Można tak powiedzieć, ale oni muszą być zazwyczaj hospitalizowani, bo nie są w stanie funkcjonować w społeczeństwie. Natomiast różni agenci wywiadu czy oficerowie śledczy, którzy trenują się w wykrywani kłamstw, potrafią być w tym odrobinę skuteczniejsi od reszty.
Podobno agenci Mosadu na lotnisku w Tel Awiwie, obserwując twarze pasażerów, od razu wiedzą, gdy ktoś coś kombinuje...
Zapewne dużo w tym legendy, natomiast rzeczywiście mamy na twarzy mięśnie, nad którymi nie potrafimy zapanować. De facto wykrywanie kłamstwa polega na wyłapywaniu fałszywych emocji. Jeśli ktoś udaje uśmiechniętego i zadowolonego, a w rzeczywistości jest zestresowany i smutny, to po odpowiednim treningu jesteśmy w stanie rozpoznać, że ten człowiek coś udaje. Jest szereg podobnych wskazówek, jak choćby asymetria emocji na twarzy.
Na ile skuteczny jest wariograf czy poligraf? Którejkolwiek nazwy by używać, chodzi oczywiście o popularny wykrywacz kłamstw...
...który tak naprawdę wykrywa emocje, a nie kłamstwa. Mierzy kilka parametrów fizjologicznych, z których najważniejszym jest przewodnictwo elektryczne skóry zmieniające się wraz z wydzielaniem potu, bo to jeden z najszybciej pojawiających się komponentów fizjologicznych reakcji emocjonalnych. Gdy kłamiemy, naturalnie pobudzamy się emocjonalnie. Wariograf nie ma oczywiście stuprocentowej skuteczności, dlatego badania na nim nie są traktowane jako dowód w sądzie. Ma za to prawidłowość wskazań na poziomie ok. 90 proc., co oznacza, że jest najskuteczniejszym narzędziem spośród wszystkich stworzonych przez psychologię. Bez wariografu psychologowie po dwóch dniach dokładnych badań potrafią osiągnąć trafność maksymalnie do 65 proc.
Tyle że jak pokazują filmy szpiegowskie, wykrywacz kłamstw można oszukać.
Jeżeli będziemy trzymali w kieszeni szpilkę i ukłujemy się w udo przy pytaniu kontrolnym, to za każdym razem, gdy będziemy kłuli się później podczas badania, nasz stan emocjonalny powinien wypadać na wykresie podobnie. Czyli przez umiejętne wywoływanie silnej reakcji fizjologicznej możemy oszukać wykrywacz kłamstw, choć nie tyle zmylimy sam wariograf, ile raczej jego operatora. Bo nie da się oszukać samego urządzenia, czyli skutecznie manipulować własnymi odczuciami. Poprzez jednak taki zabieg operator wariografu nie zidentyfikuje kłamstwa, ale dowie się o naszej strategii.
Czy w biznesie stosuje się wariograf?
Tak, to często jest półlegalne, ale w polskich firmach rzeczywiście stosuje się takie badania. Oczywiście, zawsze pracownik czy kandydat do pracy może odmówić, ale problem w tym, że wtedy stawia się w niekorzystnej sytuacji. Proszę sobie wyobrazić, że stara się pan o pracę jako konwojent gotówki w banku. Jeśli odmówi pan badania wariografem, to raczej będzie pan na straconej pozycji. Zdarza się też, że wariograf stosuje się do wykrywania kradzieży w firmie.
Rozumiem, że w tym przypadku także lepiej nie odmawiać badania...
Wiem, że w paru sytuacjach takie badanie zdjęło podejrzenia z osób, które środowisko typowało jako poszukiwanych złodziei, więc są też pozytywy jego stosowania.
Dr Tomasz Witkowski jest psychologiem, pisarzem, sceptykiem. Wykładał na Uniwersytecie Wrocławskim i na Wyższej Szkole Psychologii Społecznej we Wrocławiu, prowadził badania na uniwersytetach w Bielefeld oraz w Hildesheim. Jest autorem m.in. książek „Psychologia kłamstwa. Motywy, strategie, narzędzia" czy „Zakazana psychologia". Założył Klub Sceptyków Polskich. Jest zagorzałym krytykiem nurtów w psychologii, które nigdy nie zostały empirycznie potwierdzone.
PLUS MINUS
Prenumerata sobotniego wydania „Rzeczpospolitej":
prenumerata.rp.pl/plusminus
tel. 800 12 01 95