Alfareria 12 – ten adres w mieście Meksyk zna chyba każdy. Nawet ci, których noga nigdy tam nie postanie, doskonale wiedzą, jak tam trafić. To środek miasta, niedaleko placu Zocalo, historycznego centrum, które – z grubsza biorąc – dzieli metropolię na część lepszą", reprezentacyjną, oraz gorszą, plebejską. Rzeczone miejsce leży po tej gorszej. Niewielki domek doskonale wpisuje się w klimat otaczających go pokątnych warsztatów i sklepików second hand. Przed wejściem, krytym daszkiem z blachy falistej, zawsze stoją donice z kwiatami. Obok drzwi ktoś rozpiął flagę Meksyku. Można powiedzieć: zwyczajny dom, jakich tysiące w okolicy... gdyby nie pewien lekko niepokojący szczegół. Miejsce jest dosłownie wytapetowane wizerunkami kościotrupa w czarnym kapturze. Śmierć en face i z profilu, Śmierć ascetyczna i Śmierć w girlandach pereł. Śmierć samotna i Śmierć stylizowana na Hamleta, trzymająca w kościstej dłoni bliźniaczo podobną czaszkę Jorika. Jest nawet Śmierć ustylizowana na pastisz obrazu Naszej Pani od Utrapień, Nuestra Senora de las Angustias, wielkiej świętości katolickich Meksykanów. Obraz wisi w jednej z kaplic pobliskiej katedry i przedstawia Madonnę trzymającą na rękach zdjęte z krzyża, bezwładne ciało Jezusa. Śmierć z Alfareria 12 w identycznym geście uniesionych piszczeli dźwiga nagą figurę martwej dziewczyny.
To właśnie tu, w małym, skromnym domku znajduje się Rzym i mekka kultu, który – jeśli wierzyć socjologom – jest dzisiaj najszybciej rozwijającą się religią świata.
Życie jest kruche i ulotne, szczególnie w Meksyku
Był rok 2001, gdy mieszkająca tu Enriqueta Romero wystawiła w oknie duży obraz z wizerunkiem kościstej Białej Pani. Na ten widok zaczęli schodzić się ludzie – i tak się zaczęło. Od tego czasu wierni zbierają się w każdy pierwszy dzień miesiąca. Przynoszą ze sobą mniejsze lub większe figurki zakapturzonego kościotrupa, ustrojone we wstążki i błyszczące ozdóbki. Trzymając je w wyciągniętych dłoniach skandują: „O, Najświętsza Śmierci, jesteśmy z tobą!". Santisima Muerte – tak lubią ją nazywać.
Największe ze zgromadzeń odbywa się 1 listopada, o północy. Kilka tysięcy santeros (tak Meksykanie nazywają wyznawców kultu śmierci) na przemian modli się tu do swojej Pani i odmawia różaniec. Wszystkim przygrywa kapela mariachi.
To od święta. Ale intensywny kult jest tutaj codziennością. Mieszkańcy dzielnicy Tepito, gdzie mieści się świątynia, przynoszą tu stale świeże kwiaty. Ten obyczaj pochodzi jeszcze z czasów Azteków, którzy lubowali się w ustrajaniu wieńcami kolorowych bukietów przerażających twarzy swoich bóstw. Kwiatami ozdabiali też nieszczęśników, gdy składali ich owym bóstwom na ofiary. Wewnątrz domu, gdzie mieści się najważniejsza figura Santa Muerte, wierni palą wotywne świece i okadzają wizerunek dymem z papierosów, cygar lub skrętów marihuany. Śmierć ubrana jest starannie, w wykrochmalone koronki, jak idąca do ślubu meksykańska narzeczona. W każdy pierwszy poniedziałek miesiąca domownicy zakładają jej nową sukienkę.