W porównaniu z krajami Europy Zachodniej, a nawet i naszego regionu, wciąż mamy wiele do zrobienia w kwestii budowy innowacyjnej gospodarki. Wystarczy wspomnieć o prestiżowym rankingu Global Innovation Index, w którym na 39 europejskich krajów zajmujemy dopiero 25. pozycję. Pogoń za czołówką jest realna. Potrzeba wiele równoległych działań. Ale warto wykorzystać również m.in. mocne strony polskich start-upów. Część ekspertów twierdzi, że nie ma się co ścigać z potentatami Doliny Krzemowej na opracowywanie przełomowych innowacji, lecz skupić się na niszach i branżach, w których już dziś mamy potencjał tworzyć wyjątkowe rozwiązania. Gdzie szukać zatem przewag?
Temu wyzwaniu możemy podołać
Fintechy, edtechy czy medtechy – to właśnie takie młode, innowacyjne spółki są bez wątpienia przyszłością nowych technologii nad Wisłą. Ale nie tylko. Zdaniem Marcina Szczecińskiego, kierownika ds. inwestycji kapitałowych w firmie Adamed, warto odejść choć na chwilę od klasycznego ujęcia sektorowego i spojrzeć horyzontalnie.
– To, co dziś łączy większość najdynamiczniej rozwijanych spółek, osiągających coraz wyższe wyceny, to oferowanie produktu czy usługi opierającej się w swej istocie na oprogramowaniu. Polski „prawdopodobny” jednorożec, czyli Docplanner, który działa w sektorze ochrony zdrowia, gdzie intuicyjnie oczekiwalibyśmy rozwiązań mających substrat fizyczny, to w praktyce technologia z kategorii SaaS Enabled Marketplace. A zatem w 100 proc. oprogramowanie – mówi Szczeciński. I przytacza cytat z Marca Andreessena: „software zjada świat”.
Tworzenie oprogramowania to akurat wyzwanie, któremu w naszym kraju jesteśmy w stanie podołać. „Za” przemawiają liczebność i jakość rodzimych informatyków. – Jesteśmy krajem, który ma najwięcej programistów w całej Europie Środkowej – jest ich aż 400 tys. – twierdzi Paweł Grzegorczyk, p.o. dyrektora departamentu rozwoju innowacji Polskiego Funduszu Rozwoju.
– Ich renoma ma zasięg międzynarodowy – podkreśla menedżer Adamedu.