Realizacja biznesowych planów wymaga odpowiednich wykonawców. Przedstawiciele startupów nie mają łatwo w walce o pracowników z wysokimi kompetencjami, o których muszą stoczyć niełatwą batalię z gigantami rynku.
– Jak pokazuje historia, w tym starciu wcale nie jesteśmy bez szans – podkreśla Sascha Stockem, założyciel i prezes Nethansy, sopockiego startupu.
Czym przyciągnąć...
Oprócz odpowiedniego wynagrodzenia (wsparciem może być program opcyjny) nie bez znaczenia w startupach jest wyjątkowa atmosfera pracy. To efekt przekazania przez kadrę zarządzającą dużej autonomii pracownikowi.
– Dzięki temu może on funkcjonować w o wiele mniej formalnej przestrzeni, pozbawionej tzw. szklanych ścian czy sufitów – mówi Stockem. Pracownik taki porzuca korporacyjną atmosferę, gdzie charakterystyczną cechą jest mocno hierarchiczny system zatrudnienia i wysoki stopień formalizacji. A jak wiadomo, procedury są wrogiem kreatywności. Pracownicy startupów otrzymują więc duży, ale i realny wpływ na działanie firmy. Nie jest tak jak w wielkich korporacjach, gdzie wiele inicjatyw nigdy nie opuszcza skoroszytów i Power Pointa.
– Cechą charakterystyczną startupów jest dobrze prowadzone przywództwo, opierające się o bliskie, często partnerskie relacje z pracownikami. Są też mniej oczywiste benefity. To na przykład elastyczne godziny pracy, czy możliwość częściowej pracy zdalnej – wymienia przedstawiciel Nethansy. Wspomniane przez niego atuty są szczególnie istotne dla młodych pokoleń. Badanie przeprowadzone przez PwC wykazało, że dla tzw. milenialsów praca jest rzeczą, a nie miejscem. Nie przywiązują szczególnie dużej wagi do tego, gdzie pracują.