Groźba ścigania za symbole ma wyjątkowo złe konotacje. Kojarzy się z PRL, gdzie protestujących ścigano za zawoalowane znaki kojarzące się z oporem przeciwko komunie. Ot, choćby za opornik noszony w klapie można było dostać milicyjną pałą. Perspektywa karania sędziów za „koszulki" przywoływałaby tamten okres. A ścigający odnieśliby efekt odwrotny do zamierzonego. W czasach wolnego państwa, społecznościowych mediów i internetu nie zostaliby odebrani jako strażnicy zasad, ale jako sprawcy nowej opresji.
Nie może przy tym umknąć uwadze kontekst całej tej historii. Od blisko trzech lat władza sądownicza żyje w permanentnym, wyniszczającym i bardzo emocjonalnym konflikcie z władzą polityczną, zmieniającą reguły gry bez akceptacji sędziowskich elit, których głos dotąd był ważny, wręcz niepodważalny. Sędziowie w starciu z silniejszym przeciwnikiem przegrywają, nie mając wystarczająco mocnego oręża, żeby zatrzymać legislacyjne zmiany.
Pozostaje zatem sprzeciw, protest, wyrażający złość i bezsilność tych, którym przemeblowano podwórko, nie biorąc pod uwagę ich opinii.
Odwołanie się do tej czy innej symboliki ma spajać ten sprzeciw, czynić go charakterystycznym wobec opinii publicznej, zauważalnym. Żałuję jednak, że protestujący sędziowie nie wykazali się większą kreatywnością, tworząc jakiś własny symbol protestu przeciwko działaniom rządu. Wykorzystywanie koszulek z napisem „Konstytucja", gdzie układ liter i ich kolorystyka została przejęta wprost od najbardziej aktywnych i zdecydowanych w działaniu opozycyjnych stowarzyszeń społecznych, nie jest najlepszym pomysłem. Wspólnota poglądów to nie wszystko. Bo przynajmniej dla części społeczeństwa, również tej, która codziennie staje przed sądem, także w sprawach o zabarwieniu politycznym, ta symbolika kojarzy się ewidentnie z jedną stroną politycznego sporu. Nie można zapominać, że wyborcy PiS też mają procesy.
Czytaj też: