Wybór postępowania i sposobu działania oczywiście zależy od właściciela firmy. Każdy możliwy jest do zastosowania. Ten trzeci przypadek jest też o tyle trudny w praktycznym zastosowaniu, że trzeba znaleźć „winnego" dekoniunktury finansowej. O co więc chodzi? Przedsiębiorca, prowadząc jakąkolwiek działalność gospodarczą, nigdy nie jest pewien przyszłości swojej firmy i otoczenia rynkowego. Ryzyko jest wkalkulowane w biznesowe modus operandi. Zdarza się gwałtowne załamanie rynku, dewaluacja waluty narodowej, spadek cen produkowanych artykułów czy usług, nagły wzrost cen energii używanej w wytwarzaniu towarów czy wartości używanych w procesie technolgicznym półproduktów. Bywa też, że maleje popyt konsumentów, kontrahent zrywa umowy, dochodzi do gwałtownych zjawisk atmosferyczno-pogodowych, które niszczą moce produkcyjno-usługowe przedsiębiorstwa, z firmy odchodzą niezastąpieni fachowcy. Wybuchają też strajki, dochodzi do zamachów terrorystycznych czy innych napięć międzynarodowych takich jak bojkot handlowy, blokady granic, starcia zbrojne. Dla prawników i sądów wszystko to może oznaczać nadzwyczajną zmianę stosunków. Może ona uzasadniać orzeczenie sądu, które pozwoli w konsekwencji na zyskowną kontynuację działalności gospodarczej w mniej korzystnych warunkach ekonomicznych. W praktyce więc pozwala to na dalsze prowadzenie biznesu. I taki był cel. Zdarza się jednak, że orzeczenie będzie niekorzystne dla przedsiębiorcy. Kiedy tak się dzieje? Otóż wtedy, gdy czynnikiem obniżającym rentowność firmy jest zjawisko należące do zwykłych działań konkurencyjnych innych przedsiębiorców. Nie ma na to rady. Trzeba się z tym pogodzić. Nie stanowi to na pewno nadzwyczajnej zmiany stosunków. Warto się więc pogodzić z myślą, że czasami konieczna jest rezygnacja z prowadzonej działalności gospodarczej lub całkowite jej przeprofilowanie.
Więcej w artykule Doroty Gajos-Kaniewskiej „Kto zapłaci za to, że klienci wolą iść do galerii".
Zapraszam do lektury także innych artykułów w najnowszym numerze „Biznesu".