Na pytanie o dopuszczalność prowadzenia apteki franczyzowej w Polsce ustawy dają prostą twierdzącą odpowiedź. Jeśli jednak spojrzymy poza tekst prawny, zaobserwujemy szereg niechętnych franczyzie praktyk inspekcji farmaceutycznej, niemających podstaw w przepisach, a także otwarte zwalczanie umów franczyzowych przez samorząd aptekarzy. Na pytanie o dopuszczalność prowadzenia apteki franczyzowej w Polsce ustawy dają prostą twierdzącą odpowiedź. Jeśli jednak spojrzymy poza tekst prawny, zaobserwujemy szereg niechętnych franczyzie praktyk inspekcji farmaceutycznej, niemających podstaw w przepisach, a także otwarte zwalczanie umów franczyzowych przez samorząd aptekarzy.
Uchwalenie „apteki dla aptekarza" drastycznie zawęziło krąg podmiotów, którym można wydać zezwolenie na prowadzenie apteki. Nową aptekę mogą otworzyć farmaceuci lub ich spółki mające mniej niż cztery apteki w całym kraju. Próżno jednak szukać przepisu zakazującego prowadzącym aptekę współpracy franczyzowej. Inspektorzy wykorzystują jednak furtkę w postaci przepisów nakazujących odmawiać zezwoleń nie tylko podmiotom przekraczającym wspomniany próg, ale też takim, które kontrolują przedsiębiorców go przekraczających. Przyjmują, że umowy franczyzowe tak uzależniają franczyzobiorców od franczyzodawców, że ci pierwsi są kontrolowani przez drugich. Zatem nawet gdy przedsiębiorca prowadzi jedną aptekę, inspektorzy odmówią mu zezwolenia, jeśli jego franczyzodawca ma więcej niż cztery apteki w kraju. To może wykluczyć franczyzę z rynku aptek, mimo że jest ona nie tylko całkowicie legalna, ale też powszechna w obrocie w wielu branżach – w Polsce i na świecie.
Czytaj także: WSA: Apteka ma prawo nie wydać leków
Problem można rozwiązać dwojako: albo czekając latami, aż sądy ukrócą nadużycia, albo poprzez interwencję ustawodawcy. Jeśli próg czterech aptek ma mieć charakter antykoncentracyjny, to dlaczego powierzać jego stosowanie inspekcji, której zadaniem jest nadzór nad produkcją leków i obrotem nimi, a nie organowi wyspecjalizowanemu w kontroli koncentracji? Mowa o prezesie Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów.
Gdyby te regulacje dało się stosować w sposób niekontrowersyjny, automatycznie, nie miałoby znaczenia, kto zliczy prowadzone przez wnioskodawcę apteki. Skoro przepisy posługują się specjalistycznymi pojęciami prawa konkurencji, takimi jak kontrola czy grupa kapitałowa, pozostawianie ich w gestii inspektorów farmaceutycznych, od których prawo wymaga wyłącznie wykształcenia farmaceutycznego, nie jest zrozumiałe.