Definicja ustawowa, czyli taka definicja, która powinna bić po oczach swoją jednoznacznością, klarownością, która powinna wyjaśniać znaczenie i sens używanych w ustawie pojęć i zwrotów. Kiedy sędzia, prokurator, adwokat, ktokolwiek ma wątpliwości, jak interpretować konkretny przepis, pierwsze, co robi, to sięga do definicji ustawowej. To właśnie takie definicje z założenia powinny błyszczeć precyzją i rozwiewać wątpliwości prawne związane ze stosowanym przepisem.
Kto zgadnie na przykład, jak należy rozumieć określenie: „ekspresja płciowa". O ile wiem, jest to całkiem nowe określenie w naszym prawie. I już z tego powodu posłowie, którzy przygotowali projekt ustawy antydyskryminacyjnej, powinni to wieloznaczne, wyjątkowo nieostre pojęcie doprecyzować. Być może autorzy przepisu, popijając przy okrągłym stoliku whisky, doznali jakiegoś chwilowego olśnienia i im zwrot: „ekspresja płciowa" kojarzy się w sposób jednoznaczny. Ale dla sędziego czy prokuratora, którzy pracują bez dopalaczy, to ustawowe pojęcie już z pewnością tak jednoznaczne nie będzie. Czy na przykład po wejściu w życie takiego przepisu sądy będą musiały udzielać ochrony prawnej facetom, którzy swoją ekspresję płciową będą chcieli wyrażać w miejskich parkach, opalając się na golasa na trawnikach.
Ale ekspresja nie jest przecież równa ekspresji, zupełnie jak w tym chińskim przysłowiu: jedni lubią rzodkiew, a inni górki. Jednym do wyrażenie własnej ekspresji płciowej wystarczy rozebranie się ze stanika, ale dla innych będzie to tylko rozgrzewka.
W sierpniu pokazywałem znajomym z Kalifornii najciekawsze zabytki Krakowa. I jak raz, w samym centrum Krakowa, co widzimy? Widzimy faceta gołego jak święty turecki, który czyta w audi Biblię (oczywiście, jakże by inaczej, przed kościołem św. Piotra i Pawła). Nie stawiał oporu policji. Został odwieziony karetką do szpitala na badania. Widocznie przyjął interwencje ze zrozumieniem. Ale po wejściu w życie omawianych przepisów takiego zrozumienia już może mu zabraknąć. Dzisiaj mężczyzna z audi pewnie tłumaczyłby się za pomocą „głupiego żartu". Ale jestem pewien, że jak dostanie do ręki takie cacko, jak ten przepis z ekspresją płciową w tle, od razu poczuje się dyskryminowany i wystąpi do sądu z roszczeniami za naruszenie jego prawa do ekspresji płciowej. Podobnie postąpi zapewne ta rozgrzana fanka, którą ochroniarze musieli wyprowadzić ze stadionu, gdyż po bramce strzelonej przez ukochaną drużynę, ściągnęła stanik i nagim biustem dziękowała piłkarzom.
Wczytując się w projekt ustawy, można odnieść wrażenie, że został on napisany pod dyktando nudystów i naturystów. A kto wie, może lobbowali za nim miłośnicy streakersów – czyli takich ludków, którzy z biegania na golasa w miejscach publicznych, uczynili credo swojej ekspresji płciowej.
Na stadionach Hiszpanii czy Anglii są prawdziwą zmorą organizatorów meczów. Nie pomagają policyjne zatrzymania, areszty, wysokie grzywny i... słowa potępienia. Zauważyłem, że w tamtejszych mediach bardzo często słowo „streaker" poprzedza angielskie słówko „mad" – czyli szalony, obłąkany, zwariowany. W Warszawie trzeba by się już było zastanowić, czy nie jest to przypadkiem przejaw dyskryminacji czyjejś ekspresji płciowej, której ochrony tak zawzięcie domagają się posłowie. Przykład jest może nieco przerysowany, ale przez to lepiej obrazuje kierunek, w jakim zmierza radosna twórczość legislacyjna posłów. Tworzenie prawa nie polega przecież na mnożeniu postulatów, pobożnych życzeń czy zbożnych intencji. Po uchwaleniu ustawy żarty się kończą. Projekty stają się konkretnym prawem, które prawnicy będą przekuwać w praktyce na indywidualne roszenia i sądowe procesy.