Rz: Podobno ciągnęło pana na morze.
Maciej Strączyński:
Był taki czas, gdy chciałem zostać kapitanem. Jestem przecież ze Szczecina. Do dziś jestem z morzem związany – nurkuję, mam nawet stopień instruktorski. Bycie marynarzem to nie był w młodości mój jedyny pomysł na życie.
Do jakich profesji jeszcze pana ciągnęło?
Na przykład do aktorstwa. Byłem dzieckiem, które pokazywało się na różnych akademiach szkolnych, występach. Miałem łatwość zapamiętywania tekstu i nigdy nie miałem tremy, co zostało mi do dziś. Nie poszedłem jednak do szkoły aktorskiej, bo słyszałem, że to ciężkie studia. Uznałem, że lepiej zostać dziennikarzem.