A wiadomo, wraz z nastaniem ciepłej pory roku kawalerka rusza na drogi, testując granice zdrowego rozsądku.
Zamiar pozbawiania ich prawa jazdy, jeśli w ciągu dwóch lat od jego uzyskania popełnią trzy wykroczenia lub jedno przestępstwo drogowe, jest słuszny. Nawet jednak najlepsze intencje i najsprawniejsze uregulowania nie doleją oleju do młodych głów, bo chęć zaimponowania rówieśnikom jest silniejsza niż strach. Oleju nie przybywa również w starszych głowach, bo w końcu ktoś kawalerce te samochody daje. Pozostaje więc mieć nadzieję, że zabieranie prawka młodym pogromcom szos będzie na tyle skuteczne, że więcej z nich będzie miało szanse zmądrzeć, pozostając żywymi.
Z prawem jazdy żegnać mają się również – na czas jakiś – kierowcy, którzy rażąco przekraczają prędkość. Ten czas może się wydłużyć, jeśli będą jeździć mimo utraty dokumentu. Nie ma nad czym płakać, bo kierowca przekracza prędkość świadomie, więc z karą musi się liczyć. Pytanie, czy pomysł ten nie uderzy w budżety tych, którzy zainwestowali w fotoradary. Przekraczającego limit prędkości można było skubać wielokrotnie. Gdy nie będzie jeździł, to i mandatów nie będzie.
Przygotowano też coś dla zawodowców. Za przewóz zbyt dużej liczby pasażerów będzie można stracić uprawnienia. Może świadomość utraty pracy powstrzyma kierowców autobusów przed uleganiem namowom pasażerów bądź chciwości niektórych pracodawców. Pozostaje zaczekać i zobaczyć, jak dalece nowe uregulowania zmienią nawyki kierowców i statystyki wypadków.
A ta wojna niech trwa. Zastanawia mnie tylko, że ofensywa dziwnym trafem zazwyczaj rusza w okresach przedwyborczych. Nie jestem wprawdzie miłośniczką wyrobów wędliniarskich, ale mogę przełknąć kiełbasę, jeśli zapobiegnie to tragediom i więcej królów szos dożyje wieku emerytalnego.