W ubiegłym tygodniu Transparency International opublikowała raport o lobbingu w krajach Unii Europejskiej. Na 19 badanych krajów Polska uplasowała się w środku stawki.
Podano m.in., że przepisy o lobbingu mamy i że jesteśmy jednym z dwóch państw, obok Litwy, w których ustawa zobowiązuje do ujawniania wszystkich kontaktów z grupami interesów i dokumentów towarzyszących tworzonej legislacji. Gorzej jednak wygląda praktyka. Raport stwierdza m.in., że władza wykonawcza i parlament powinny publikować wszystkie szczegóły tworzenia prawa i kontaktów z grupami interesów, wliczając w to terminy spotkań i zapisy ich przebiegu. Polska powinna też wzmocnić przepisy o rejestrze lobbystów.
Pytanie tylko, jak to zrobić, skoro, co wynika z różnych ważnych dokumentów i sprawozdań, w Polsce praktycznie lobbystów nie ma. Ot, choćby z informacji na stronach Sejmu można wywieść, że taką działalność na Wiejskiej deklarowały w 2014 r. 22 podmioty. I, co ciekawe, ich liczba każdego roku jest mniejsza.
Tymczasem każdy, kto praktycznie przynajmniej raz obserwował posiedzenie którejś z ważnych podkomisji zajmujących się czy to zmianami w prawie podatkowym, czy to regulacjami gospodarczymi, doskonale wie, że liczba tzw. niezależnych ekspertów, obserwatorów z różnego rodzaju izb gospodarczych, organizacji pozarządowych czy różnych nikomu nieznanych niszowych gazetek i portali często przekracza liczbę posłów zebranych na posiedzeniu.
To obowiązujące przepisy sprawiły, że działającym jawnie lobbystą po prostu być się nie opłaca. I nie chodzi tu bynajmniej o obowiązek noszenia czerwonych identyfikatorów, ale np. zakaz wstępu na posiedzenia podkomisji. Niezależni eksperci już nie mają takich ograniczeń.