Rewolucja wymaga ofiar. Tak pewnie myśli niezłomny minister Czarnek. Szkoda, że padło na wchodzących w dorosłość osiemnastolatków, dostatecznie już poharatanych nieustannym reformowaniem oświaty.
Mieli iść do gimnazjów, w ostatniej chwili dowiedzieli się jednak, że zostają w podstawówkach jeszcze przez dwa lata, do końca ósmej klasy. W liceach mieli się integrować z rówieśnikami o podobnych zainteresowaniach i talentach, pokrzyżowała to pandemia, przez którą długie miesiące spędzili przed komputerami. Uczniowie w dobrych szkołach mieli kształcić się pod okiem najlepszych, w praktyce byli świadkami łapanki i karuzeli nauczycieli (zwłaszcza od geografii, fizyki, biologii czy chemii), przychodzących i odchodzących, gdyż szukali placówki oferującej cały etat, a nie tylko kilka godzin w tygodniu. Mieli być otoczeni opieką psychologiczną, ale przecież wiadomo – psycholog to w szkole synonim słowa „wakat”.