Na razie wiemy tyle, ile podały media, głównie prorządowe, podlewając sosem nieskrywanej satysfakcji wiadomość o aktorze, który potrącił motocyklistę, nie zatrzymał się by mu pomóc, a gdy inny kierowca zapobiegł jego ucieczce okazało się, że aktor nie jest trzeźwy.
Do działań już przystąpiła policja i prokuratura, które dopiero muszą szczegółowo ustalić, jak przebiegło całe zdarzenie, kto i w jakim zakresie był jego sprawcą, co zza kierownicy auta widział aktor, ile alkoholu miał we krwi i przede wszystkim: czemu uciekał – o ile była to ucieczka.
I dopiero po ustaleniu wszystkich tych okoliczności sprawa może trafić do sądu, gdzie zostanie rozstrzygnięte, czy należy się za to kara i jeśli tak, to w jakiej wysokości. Jeśli było tak, jak opisują to media, sytuacja jest nie do obrony. Zresztą sam Jerzy S., syn krakowskiego prokuratora, zapewne dobrze o tym wie.
Czytaj więcej
W poniedziałek w Krakowie aktor Jerzy S. prowadząc samochód zahaczył przejeżdżającego obok motocyklistę. W chwili zdarzenia miał 0,7 promila alkoholu w organizmie.
Nie wiedzą tego natomiast – albo wiedzą, ale mają w poważaniu – internauci, w tym politycy, którzy na tej sprawie próbują zbić popularność. Oczywiście przywołują historię piosenkarki Beaty Kozidrak skazanej za jazdę po pijanemu. W uzasadnieniu wyroku w jej sprawie – zresztą wcale nie łagodnego – sąd odwołał się do dorobku artystycznego wokalistki jako okoliczności łagodzącej. To bałamutny argument, bo ów dorobek sąd przywołał wyłącznie po to, by zobrazować sposób życia oskarżonego przed i po zdarzeniu – a to już ma znaczenie przy wymiarze kary dla każdego.