Przy okazji warto przypomnieć rządzącym o pewnym problemie. PiS deklaruje, że jego priorytetem jest wspieranie rodzin. Powinno to dotyczyć również tych, w których np. mąż prowadzi działalność gospodarczą, a żona z nim współpracuje. To zresztą żadna nowość. Przepisy ustalające, że wartość pracy podatnika, jego małżonka i dzieci nie może być kosztem podatkowym, obowiązują od dawna. Jeśli przedsiębiorca zdecyduje się zatrudnić w firmie żonę, jej wynagrodzenia do kosztów nie zaliczy. Jeśli jednak ślubu nie będzie, kobieta może z nim współpracować, a wypłacane jej wynagrodzenie pomniejszy firmowe koszty.
Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze rozliczenia z ZUS. Obca dla przedsiębiorcy osoba może pracować w firmie na etacie, małżonek już nie. Jest osobą współpracującą. A to oznacza, że jeśli np. kobieta zaczyna pracować w firmie, a właściciel się w niej zakochuje i z nią żeni, po nocy poślubnej zmieni się nie tylko jej sytuacja osobista, ale i związana z zatrudnieniem. Dla ZUS nie jest ważne, że w firmie robi nadal to samo. Przedsiębiorca musi ją z ubezpieczenia pracowniczego wyrejestrować i zgłosić jako osobę współpracującą. Sensu w tym nie ma żadnego. Są za to konsekwencje: trzeba dopłacić składki, a ZUS obniży zasiłek.
Ten przepis sprawdzał się w głębokim PRL, bo zapewniał ubezpieczenie członkom rodzin rzemieślników. W czasach kapitalizmu, gdy coraz więcej osób – z własnej inicjatywy lub zmuszanych przez pracodawców – przechodzi na samozatrudnienie, czas się go pozbyć. Jest okazja. Rząd rozpoczął przegląd przepisów ubezpieczeniowych. Proponuję wpisać na listę tych do zmiany art. 8 ust. 2 ustawy o systemie ubezpieczeń społecznych. Żeby w przyszłości nie trzeba było przelewać z pustego w próżne.