„Ofiary często pozostają bezimienne i nawet symboliczna mogiła nie wzywa do modlitwy lub pamięci. Oprawcy patrzą z tysięcy zdjęć w internecie, z okładek książek i kolorowych tygodników. Do westchnienia sprowadza się pytanie, czy nie warto, czy nie sprawiedliwiej byłoby wrócić do znanej z Rzymu damnatio memoriae – do potępienia pamięci? Pierwsze strony gazet lub opakowania z mleczkiem do kawy przedstawiające brunatnego dyktatora, obwoluty opracowań z podobiznami współpracujących z nim zbrodniarzy. Gdzie jest granica między przestrogą a promocją? Najwięksi kaci XX w. z wysokimi indeksami cytowań. Oj, przydałoby się usankcjonować nakaz (nawet częściowego) zapomnienia...
Stale korzystamy z rzymskiego prawa prywatnego, ale czasem warto się inspirować również rozwiązaniami prawa publicznego. I oto złych cesarzy, jak Domicjan czy Maksymian, lub mężów stanu, jak Sejan, spotykała oficjalna po śmierci niesława. Uchwałą senatu postanawiano o potępieniu ich pamięci. Usuwano wówczas wzmianki w dokumentach, zacierano w napisach imię wybite, wykute czy odlane, niszczono pomniki albo tylko ich głowy. Prawo przez tych cesarzy stworzone pozostawało jednak w mocy – głównie dla stabilności porządku prawnego i ze względu na dotychczasowe zaufanie obywateli do władzy (...).
Środki znane z Rzymu nieobce były i późniejszym wiekom. Wystarczy spojrzeć na malowidła w głównym pałacu Wenecji, z których starto twarze dożów, co knuli przeciw ustrojowi republikańskiemu. Internet podaje najchętniej przykłady sowieckiej propagandy, która ze zdjęć z dyktatorem sprawnie usuwała nie mniej krwawych współpracowników, zmiecionych kolejnymi czystkami wewnętrznymi".
To fragment jednego z 50 felietonów ks. prof. Franicszka Longchampsa de Bérier publikowanych na łamach „Rzeczpospolitej" (w dodatku „Rzecz o Prawie") w latach 2013–2015, które doczekały się wydania książkowego. Całość tworzy zbiór niesamowitych, błyskotliwych przemyśleń autora, który obserwuje współczesność przez szkiełko prawa rzymskiego, odnajdując to, co z niego zostało. Jak się okazuje, Rzymu zostało we współczesności więcej, niż nam się wydaje.
Każda z opowieści ks. Franciszka to spójna, przemyślana historia. Prowadzony z żelazną konsekwencją wywód mający swój rytm, początek i koniec. Dużo tu zarówno serca i mądrości, jak i przenikliwości tropiciela Rzymu w XXI w. Także niespodziewanych zwrotów akcji. Oto z rasowego felietonisty zręcznie puentującego Rzymem spory dzisiejszych czasów, autor przeistacza się nagle w srogiego nauczyciela, wytykając nam to, o czym zapominamy. Ignorancja prawa rzymskiego szkodzi, choć nie zawsze od razu. W przypadku używania łaciny dzieje się to jednak natychmiast. Nieznajomość zasad gramatyki czyni prawnika „erudytę" nie przekonującym, lecz śmiesznym. „Dlatego błagam każdego w jego własnym interesie: ta ratio legis, ta vacatio legis!" – przypomina ks. Franciszek w jednym z felietonów.