Wskazane jest wzmocnienie uprawnień prezydenta w sferze zagranicznej, obronnej i sądownictwie, ale nie może być przypadkowe. Już teraz ma on wiele konstytucyjnie zagwarantowanych kompetencji, np. powołuje ambasadorów, generałów i sędziów, i lepiej byłoby je uporządkować zamiast przypadkowo łapać kolejne.
Ostatni polityczny tydzień to spór o trudne do wytłumaczenia zablokowanie przez sędziowską większość w KRS nominacji asesorów. Reprezentant prezydenta na spotkaniu przedstawicieli KRS z asesorami, na którym szukano sposobu na rozwiązanie sporu, powiedział tymczasem, że optymalne byłoby powoływanie ich przez prezydenta. Że chociaż nie jest to wprost zapisane w konstytucji, byłoby właściwe, ponieważ prezydent powołuje sędziów, a asesorzy są takimi sędziami na próbę – tłumaczył, zapewne nie bez wiedzy prezydenta.
Jeśli spojrzymy nieco w tył, na pierwotny spór o KRS, to wetując ustawę reformującą to ciało, prezydent mówił, że przyczyna weta jest właściwie jedna: legislacyjnie związana jest ona z drugą kontrowersyjną ustawą o SN, która miała radykalnie wymienić jego skład. Wkrótce okazało się, że do ustawy o KRS prezydent ma jednak poważne zastrzeżenie, że oczekuje wyboru jej członków przez trudną do strawienia dla PiS, i chyba wykonania, większość 3/5 posłów.
Nie odbieram najwyższym władzom RP, w tym prezydentowi, prawa do poszerzania swoich kompetencji, o ile poprawią one ustrój i nie łamią konstytucji. To, co mnie martwi w ostatnich zabiegach Wielkiego Pałacu, to poszerzenie prezydenckich uprawnień poprzez przypadkowe działania, które przypominają jakieś polityczne zbieractwo kompetencji, a nie przemyślane reformowanie. Warto pamiętać, że wszyscy prezydenci III RP starali się je zwiększyć, ale poza jednym nie doczekali się drugiej kadencji. Ciekawe, czy myśleli, że mogą z nich nigdy nie skorzystać?