Gdy mówię problem, zawsze przychodzi mi do głowy sławna anegdota z czasów, gdy premiera Wielkiej Brytanii Harolda Macmillana pytano o problem bliskowschodni. Na to pytanie miał on odpowiedzieć – problem? Jaki problem? Tu nie ma żadnego problemu, ponieważ dla tego konfliktu nie ma żadnego rozwiązania. Problem, zauważył Macmillan, jest wtedy, gdy konflikt można rozwiązać. Obawiam się, że tu jest podobnie.
Tworzenie podmiotów prawnych, zwłaszcza spółek, stało się banalnie łatwe. Obiektywnie rzecz biorąc nigdy nie było to nadzwyczaj skomplikowane. Co najwyżej powołanie podmiotu prawa budziło 20 lat temu bliżej nieokreślone obawy. Dzisiaj już nie budzi. Regulacje mające na celu zachęcenie do prowadzenia działalności gospodarczej, łącznie z akceptacją w obrocie spółki w organizacji, postawiły sobie za jeden z głównych celów, żeby było łatwo. No to jest łatwo.
Z drugiej jednak strony powołanie spółki z punktu widzenia obrotu prawnego ma kolosalne znaczenie. Takiej spółce przypisane są wszelkie możliwe cechy autonomii, odrębności i samodzielności. One są domniemywane. To, że spółka nie ma tych cech – tzn. że w jakimś stopniu jest fikcją, że została powołana do celu innego, niż samodzielne prowadzenie działalności gospodarczej – trzeba udowodnić.
Obecnie jednak system wykonuje woltę. Tak jak zachęcał do tworzenia odrębnych podmiotów prawa jako domniemanej esencji i istoty gospodarczej aktywności, tak teraz zauważa, że bardzo wiele z tych podmiotów służy wcale nie temu, do czego zachęcał system, tylko wprost przeciwnie – do obchodzenia systemu szerokim łukiem.
Od strony teoretycznej to znamy. Z jednej strony piękna metafora – piercing corporate veil (red. odpowiedzialność przebijająca, tj. odpowiedzialność wspólnika spółki kapitałowej za zobowiązania tej spółki). Z drugiej natomiast – całkiem pragmatyczna koncepcja single economic unit (red.: doktryna tzw. jednego podmiotu gospodarczego). W praktyce prawie każdy stan faktyczny oznacza coś innego, a już na pewno – każda ze stron sporu tak twierdzi. Stąd też, jak uważam od lat, sądy w wyrokach nie rozstrzygają, kto ma rację, tylko informują, z poglądem której strony się zgadzają.