Współcześnie w taką rolę niekiedy wciela się nasz fiskus. Notabene, czy ta potoczna nazwa nie przypomina imion egipskich bożków? W naszym przypadku ta postawa wynika jednak nie tyle z dążenia do boskości, ile raczej z niekonsekwencji i bałaganiarstwa, które owocuje niechlujnie i pokrętnie zredagowanymi przepisami. Ich sens potrafi odczytać tylko twórca.
Tym razem ze strachu powinni drżeć motocykliści, którzy wykorzystują swe pojazdy do celów służbowych. Jeśli bowiem odliczą od ich zakupu cały VAT i do tego jeszcze paliwo, w razie kontroli czeka ich trudny spór sądowy. Minister finansów twierdzi bowiem, że motocykl to pojazd samochodowy. A zmienione niedawno przepisy nie pozwalają na takie odliczenie od samochodów, a więc i motocykli. Minister postawił wreszcie kropkę nad i, ponieważ z interpretacji izb skarbowych wynikało zupełnie co innego.
Stanowisko w tej sprawie zmieniało się co jakiś czas w zależności od tego, jak Bruksela odczytywała polskie przepisy. To kwestionowała bezpodstawne rozszerzenie zakresu ograniczeń prawa do odliczeń VAT w tym przypadku, to przymykała oko na wprowadzenie ich bocznymi drzwiami.
Miałem sen, że ustawodawca uchwalił zupełnie nowe prawo podatkowe: proste, jasne i konsekwentne. Przedsiębiorcy wreszcie przestali drżeć. Zajęli się więc swoim biznesem i nie musieli się głowić nad tym, co ustawodawca chciał powiedzieć. Przebudzenie było jednak bolesne. Na pocieszenie można jednak dodać, że fiskus zgadza się na pełne odliczenie VAT przy nabyciu skuterów i odliczenie paliwa do nich. Zadziwiająca konsekwencja.