Grudniowe głosowania na Wiejskiej potwierdziły niestety wszystkie słabości naszej legislacji: pośpiech, przypadkowość regulacji, znikoma czytelność przepisów dla przeciętnego odbiorcy. Wyścig z czasem przy okazji uchwalania ustawy o OFE uzmysłowił mi, że tak naprawdę katalog środków niszczących przyzwoitą legislację na Wiejskiej nie zna granic. Przecież tak ważną dla milionów Polaków ustawę o zasadach systemu emerytalnego uchwalono bez możliwości zgłaszania poprawek do ustawy.
Co drugi dzień ?nowa ustawa
Jeżeli uświadomimy sobie, że średnio co drugi dzień mamy w kraju nową ustawę (w 2013 r. Sejm uchwalił 171 ustaw, o blisko 40 więcej niż rok wcześniej ), skala legislacyjnego problemu okaże się naprawdę ogromna. Dla porównania: w 1994 r., a więc w czasie, kiedy zmienialiśmy o 180 stopni ustrój społeczno-gospodarczy, i zapotrzebowanie na nowe prawo było nieporównywalnie większe niż obecnie, Sejm uchwalił zaledwie 85 ustaw. Bez dwóch zdań, 460 rozpolitykowanych do czerwoności legislatorów to prawdziwe nieszczęście dla jakości prawa. Jakie wartości do tworzonych w Sejmie ustaw może wnieść poseł, który w TVP, w czasie największej oglądalności, bez zmrużenia oka głosi, że „im mniej historii Polski w szkole, tym lepiej dla uczniów".
Nie tylko pośpiech, mizeria intelektualna czy zacietrzewienie polityczne są zagrożeniem dla jakości prawa. Nasze prawo cierpi na chroniczny brak jasnej, spójnej wizji celów, które chce osiągnąć rządząca koalicja. Tak naprawdę nie wiemy, czy celem tym jest decentralizacja, czy raczej centralizacja instytucji państwowych, czy społeczności lokalne mają uzyskać pełną samorządność, czy ma to być tylko samorządność na niby, pod kontrolą państwa.
Wojna ognia z wodą
Znamiennym przykładem takiej wojny ognia z wodą są konflikty w służbie zdrowia. Z jednej strony mamy Narodowy Fundusz Zdrowia, a więc procedury, które w sposób wręcz klasyczny nawiązują do systemu nakazowo-rozdzielczego. Z drugiej strony mamy prywatyzację i komercjalizację szpitali i ośrodków zdrowia, a więc system, który wymaga rozwiązań prawnych charakterystycznych dla zarządzania zdecentralizowanego. Każdy z tych systemów wymaga zupełnie innych instrumentów prawnych, odmiennej filozofii zarządzania. W systemie zdecentralizowanym dominują rozwiązania oparte na umowach cywilnoprawnych, na równości stron kontraktu. Z kolei takich rozwiązań nie toleruje system nakazowo-rozdzielczy. Tak różnych rzeczy nie da się scalić w jeden harmonijny, sprawnie funkcjonujący organizm. Skutek jest taki, że niby bez przerwy coś reformujemy w tej służbie zdrowia, coś tam poprawiamy, ale tak naprawdę nie wiemy, do jakiego modelu zmierzamy.
Zaklęcia prawne
Podobnie jałową szamotaninę legislacyjną można zaobserwować wokół rynku pracy. Jest doprawdy naiwnością twierdzić, że bezrobocie spadnie, gdy przedsiębiorcy dostaną do ręki bardziej elastyczny kodeks pracy. Jak tylko sięgam pamięcią, każda kolejna nowelizacja prawa pracy dokonywała się pod hasłami walki o jeszcze większą elastyczność rozwiązań kodeksowych. Ta poselska idee fixe, poparta agresywnym lobbingiem organizacji pracodawców, nawiązuje do wszechobecnej w poprzednim ustroju wiary o omnipotencję prawa. To magiczne myślenie, tak jak zawodziło w latach 70. i 80., tak zawodzi i teraz. Skomplikowanych zjawisk ekonomicznych nie da się ujarzmić za pomocą zaklęć prawnych. Z bezwzględnymi prawami rynku przepisy kodeksu pracy nie mogą konkurować.