Dziwi mnie to o tyle, że w żadnym przedszkolu ani automatu, ani sklepiku nie widziałam, choć zwiedziłam ich więcej niż szkół. Zakaz nie obejmie jednak wszystkich. W liceach, technikach i zawodówkach handel trucizną będzie kwitł. O ile nie będą połączone z gimnazjum. Nie mam pewności, czy pokrzywdzeni będą starsi czy zyskają młodsi.
To jednak drobiazg. W całym pomyśle zaskakuje mnie brak konsekwencji. Bo jeśli posłom tak bardzo zależy na zdrowych nawykach żywieniowych, to powinni w ogóle zakazać reklamy niektórych produktów spożywczych dla najmłodszych, a nie tylko w szkołach. Bo czym skorupka za młodu nasiąknie, tym... A rodzicom naprawdę trudno przekonać pociechy do zwykłych płatków kukurydzianych czy naturalnego jogurtu, gdy zewsząd atakują je z reklamy płatki czekoladowe i truskawkowe napoje mlecznych, nie mówiąc o cukierkach czy żelkach „pełnych witamin".
Kanada czy Stan Nowy Jork nie bały się zrobić tego kroku dalej, co sami posłowie zauważają w uzasadnieniu. I jeśli naprawdę chcą, by ich pomysł wpłynął na rzeczywistość, to proponuję, aby poszli na całość zamiast wprowadzać półśrodki. No, chyba że potęga reklamodawców jest większa niż sądzimy.