Co nam pozostało z pozytywnej szajby

Zamiast skupić się na orzekaniu, borykamy się z coraz ?to nowymi pomysłami reformatorskimi – ubolewa Zbigniew Łasowski.

Publikacja: 18.02.2014 16:53

Przeprowadzanie reform sądownictwa jest wciąż nieudolne i chaotyczne

Przeprowadzanie reform sądownictwa jest wciąż nieudolne i chaotyczne

Foto: Fotorzepa, Krzysztof Skłodowski

Red

Na szczęście dla wymiaru sprawiedliwości Jarosław Gowin nie jest już ministrem, lecz negatywne skutki jego pseudoreformy są coraz bardziej widoczne. Tak to jest, gdy do ustrojowych zmian w sądownictwie zabiera się polityk-ideolog, który ma w nosie literę prawa i kieruje się jego duchem, pojmowanym w dodatku bardzo swoiście. Duch ten nie opuścił ministra, gdy podejmował decyzje o przeniesieniu ponad 500 sędziów ze zniesionych przez niego sądów rejonowych na inne miejsca służbowe, bo zamiast niego podpisali je  wiceministrowie. Jak już pisałem:  „Szkoda, że minister nie podpisał się osobiście pod tymi decyzjami, tylko wyręczył się wiceministrami. Czyżby zabrakło mu już tego ducha, a może czegoś innego? Prezydent RP nie posiłkuje się swoimi ministrami, sam podpisuje nominacje sędziowskie i osobiście je wręcza". Było to pytanie retoryczne, na które każdy zainteresowany mógł sobie odpowiedzieć. Minister nie zrobił tego albo z niewiedzy, albo z arogancji, albo z sobie tylko znanego powodu. Z pewnością nie zdawał sobie sprawy, jakie będą tego skutki w świetle uchwały z 28 stycznia 2014 r. pełnego składu Sądu Najwyższego, która jest dla niego druzgocąca.

Nie podpisywał sam

Sąd Najwyższy stwierdził, że w wydaniu decyzji o przeniesieniu sędziego na inne miejsce służbowe ministra sprawiedliwości nie może zastąpić sekretarz ani podsekretarz stanu. Zaznaczył jednocześnie, że wykładnia dokonana w uchwale wiąże od chwili jej podjęcia.

Przeprowadzanie reform sądownictwa jest wciąż nieudolne i chaotyczne

Sąd Najwyższy podzielił tym samym pogląd wyrażony we wcześniejszej uchwale składu siedmiu sędziów z 17 lipca 2013 r. Według Sądu decyzja o przeniesieniu na inne miejsce służbowe podjęta przez inną osobę, także „z upoważnienia" ministra sprawiedliwości, jest wadliwa, a sędzia, którego ona dotyczy, nie może wykonywać władzy jurysdykcyjnej w sądzie, do którego został „przeniesiony". Zważywszy, że minister nie podpisał osobiście ani jednej takiej decyzji, wszystkie obowiązki w tym zakresie zrzucając na podsekretarzy stanu, z tamtej uchwały SN wynikało, że każdy przeniesiony w ramach likwidacji sądów sędzia powinien rozważyć, czy może orzekać w nowym miejscu pracy.

Trudno dociec, dlaczego ministrowi nie chciało się podpisać osobiście tych decyzji, będących przecież konsekwencją wprowadzonej przez niego reformy sądów. Minister wolał poświęcić swój cenny czas na osobiste podpisywanie dekretów o powołaniu do pełnienia funkcji prezesa sądu apelacyjnego i prezesa sądu okręgowego.

W czasie swojego urzędowania osobiście podpisał siedem takich dekretów, chociaż akurat tego nie musiał robić i mógł go w tym zastąpić podsekretarz stanu.

Obecnie SN w pełnym składzie stonował swoje stanowisko zawarte w lipcowej uchwale, mając na względzie uwarunkowania społeczne i wartości konstytucyjne, takie jak pewność i zaufanie obywateli do prawa. SN stwierdził wprawdzie, że w procesie przenoszenia sędziów minister sprawiedliwości nie może być przez nikogo zastępowany, uznał jednak, że uchwała obowiązuje od dnia jej podjęcia, czyli od 28 stycznia 2014 r. Oznacza to, że orzeczenia wydane przez przeniesionych sędziów nie mogą być unieważnione z tego powodu, że decyzje w ich sprawach podpisał wiceminister, a nie minister. Wywołałoby to bowiem chaos i zachwiało zaufaniem obywateli do prawa. Gdyby nie ta uchwała, to przez partactwo byłego ministra trzeba by powtórzyć kilkaset tysięcy spraw w sądach. Można sobie wyobrazić zdenerwowanie ludzi, którzy w nich uczestniczyli, stawiali się na posiedzenia, dojeżdżali, powoływali świadków, dochodzili swoich racji, a teraz musieliby to wszystko przechodzić od nowa.

Czas bezprawności

Do końca trudno zrozumieć, dlaczego uchwała obowiązuje na przyszłość, skoro przepis prawa się nie zmienił. Wynikałoby z tego, że do wczoraj to samo prawo było interpretowane tak, a od dzisiaj zupełnie inaczej. Tymczasem albo coś jest bezprawne, albo nie. Jeżeli jest bezprawne, to od początku do końca obowiązywania. Wykładnia prawa nie może bowiem zastępować jego litery. W każdym razie o konsekwencjach zniesienia 79 sądów rejonowych wypowiedział się ostatecznie SN, który jest poza zasięgiem wszelkich politycznych i ministerialnych nacisków. Nad tym problemem będzie się musiał pochylić także Trybunał Konstytucyjny, w którym czeka na rozstrzygnięcie sprawa zgodności z konstytucją przepisu pozwalającego ministrowi sprawiedliwości na przeniesienie sędziego – bez jego zgody – na inne miejsce służbowe.

Zasmucający w tym wszystkim jest fakt, że w państwie prawa, jakim mieni się Polska, potrzebne były głosy 78 sędziów SN – w tym kilkunastu profesorów prawa – żeby stwierdzić bezprawność decyzji jednego ministra sprawiedliwości, w dodatku nieprawnika.

W naszym kraju przeprowadzanie reform sądownictwa wciąż jest nieudolne i chaotyczne. Sędziowie zamiast spokojnie skupić się na orzekaniu, do czego zgodnie z konstytucją zostali powołani, muszą borykać się z ciągłymi zmianami i coraz to nowymi pomysłami reformatorskimi władzy wykonawczej (vide: zniesienie awansów poziomych sędziów, wzmocnienie nadzoru administracyjnego ministra nad sądami, zamrożenie wynagrodzeń sędziowskich, zniesienie sądów rejonowych w drodze rozporządzenia, przeniesienie sędziów bez ich zgody na nowe miejsce służbowe, częste zmiany w ustawie o ustroju sądów, wprowadzenie ocen okresowych sędziów, przywracanie większości ze zniesionych sądów itp).

Tymczasem, gdyby rządzący z taką determinacją, jaką wykazali dotychczas w reformowaniu sądownictwa, chcieli usprawnić wadliwe procedury sądowe i ograniczyć kognicję sądów, wszystkie problemy przekładające się na słabą wydolność polskiego wymiaru sprawiedliwości zostałyby szybko rozwiązane. Nie trzeba by było wtedy liczyć na „pozytywną szajbę" któregokolwiek z ministrów sprawiedliwości.

Autor jest sędzią Sądu Okręgowego w byłym Sądzie Rejonowym w Choszcznie

Na szczęście dla wymiaru sprawiedliwości Jarosław Gowin nie jest już ministrem, lecz negatywne skutki jego pseudoreformy są coraz bardziej widoczne. Tak to jest, gdy do ustrojowych zmian w sądownictwie zabiera się polityk-ideolog, który ma w nosie literę prawa i kieruje się jego duchem, pojmowanym w dodatku bardzo swoiście. Duch ten nie opuścił ministra, gdy podejmował decyzje o przeniesieniu ponad 500 sędziów ze zniesionych przez niego sądów rejonowych na inne miejsca służbowe, bo zamiast niego podpisali je  wiceministrowie. Jak już pisałem:  „Szkoda, że minister nie podpisał się osobiście pod tymi decyzjami, tylko wyręczył się wiceministrami. Czyżby zabrakło mu już tego ducha, a może czegoś innego? Prezydent RP nie posiłkuje się swoimi ministrami, sam podpisuje nominacje sędziowskie i osobiście je wręcza". Było to pytanie retoryczne, na które każdy zainteresowany mógł sobie odpowiedzieć. Minister nie zrobił tego albo z niewiedzy, albo z arogancji, albo z sobie tylko znanego powodu. Z pewnością nie zdawał sobie sprawy, jakie będą tego skutki w świetle uchwały z 28 stycznia 2014 r. pełnego składu Sądu Najwyższego, która jest dla niego druzgocąca.

Pozostało 80% artykułu
Opinie Prawne
Marek Isański: Można przyspieszyć orzekanie NSA w sprawach podatkowych zwykłych obywateli
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Maciej Gawroński: Za 30 mln zł rocznie Komisja będzie nakładać makijaż sztucznej inteligencji
Opinie Prawne
Wojciech Bochenek: Sankcja kredytu darmowego to kolejny koszmar sektora bankowego?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"