Mam wrażenie, że nasze państwo już się zepsuło. Poczucie odpowiedzialności za interes wspólny, honor i szacunek zostały zastąpione przez czystą polityczną kalkulację oraz PR. Konstytucja i zasady stały się dla rządzących kwiatkiem do kożucha. Przypominają sobie o nich wyłącznie przy okazji rocznic, na pochodach i w czasie przemówień. A prawdziwa, brutalna walka toczy się za kulisami. Walka nie o dobro wspólne, ale o władzę i przetrwanie.

Ujawnione przez „Wprost" taśmy są szokujące. I nie chodzi wcale o wulgaryzmy, ale o to, w jak instrumentalny sposób najwyżsi urzędnicy traktują państwo polskie. Przy kawiarnianym stoliku liczy się tylko polityczny targ, który ma pozwolić na utrzymanie przez Platformę władzy. Za wszelką cenę. Nawet wpadka i ujawnienie nagrań przed opinią publiczną tej władzy nie peszy. Premier Donald Tusk bez mrugnięcia okiem mówi obywatelom, że w rzeczywistości nic się nie stało. Że owszem, wulgaryzmy są godne potępienia. Jednak dalej oskarża tych, którzy się odważyli władzę podsłuchiwać. To ich trzeba złapać oraz ukarać. I będzie po sprawie.

O zepsuciu państwa świadczy też zobojętnienie obywateli. Obojętnymi łatwiej rządzić, nie mają wygórowanych oczekiwań. Prawie jak w NRD. Kiedy lud był rozdrażniony, władza rzucała kiełbasę. I wszyscy byli szczęśliwi. O kuchnię nikt nie śmiał zapytać.