Przeciętnemu obywatelowi naprawdę trudno pojąć, o co właściwe chodzi w jego konflikcie z lekarzami.
Minister szafuje liczbami, procentami, miliardami, liczy, ilu lekarzy dotyczy problem, ilu nie podpisało umów, a ilu zamierza podpisać. Dane statystyczne okraszone są emocjonalnym wezwaniem „zmieniajcie lekarzy rodzinnych", „ uprościmy procedury, by mogły powstawać nowe gabinety" oraz wieloma hasłami o lekarzach biznesmenach i informacjami z „prywatnego" śledztwa o tym kto gdzie pracuje.
Ma to przekonać opinię publiczną, kto w tym sporze ma rację.
Arłukowicz zapomina o jednym: nie jest właścicielem jakiejś prywatnej firmy ani celebrytą rzucającym gładkie zdania na wizji. Jest konstytucyjnym ministrem, któremu powierzono zarządzanie newralgicznym obszarem działania państwa ochroną zdrowia obywateli. I to jest jego jedyne zadanie.
Mnie jako potencjalnego pacjenta guzik obchodzi żonglowanie danymi statystycznymi, kwotami czy groźbami pod adresem szpitali. Oczekuję od ministra racjonalnych, a nie emocjonalnych czy medialnych działań. By zakończyły szybko kryzys, który może uderzyć w dobro pacjentów.