Jakie były pana początki w zawodzie prawnika?
Tobiasz Adam Kowalczyk: Moja kariera zaczęła się niestandardowo. Na czwartym roku studiów postanowiłem uczyć się języka hiszpańskiego i stwierdziłem, że najlepiej byłoby to robić w Hiszpanii. W tym czasie otrzymałem informację, że Komisja Europejska organizuje projekt wolontariacki w Ameryce Łacińskiej dla 12 ochotników z Europy. Zakwalifikowałem się do niego i ostatecznie wylądowałem w Kostaryce. Powierzono mi tam wiele różnych obowiązków. Pracowałem m.in. w firmie agroturystycznej, w której pomagałem konstruować oferty i ogólne warunki umów oraz tłumaczyć je na język angielski. Musiałem więc zgłębić arkana prawa kostarykańskiego. Później udało mi się dostać na praktyki do jedynej w tym regionie Ambasady RP i tam poznałem specyfikę pracy dyplomatycznej. Było to bardzo cenne doświadczenie, które wywarło przemożny wpływ na moje życie.
Po powrocie do kraju rozpocząłem karierę w dużej kancelarii w Poznaniu. Zajmowałem się w niej głównie bieżącą obsługą dużych spółek. Czasami praca ta bywała monotonna i powtarzalna. Polegała na siedzeniu od rana do wieczora przed komputerem i sporządzaniu pism procesowych oraz umów. Praktycznie nie miałem kontaktów z innymi ludźmi. Wtedy zacząłem się zastanawiać, czy to jest rzeczywiście to, co chciałbym robić w życiu. W tym czasie Samsung Electronics nabyła zorganizowaną część przedsiębiorstwa w postaci dwóch fabryk od Amiki Wronki SA i pojawiło się ogłoszenie, że firma poszukuje prawnika wewnętrznego.
I tym sposobem trafił pan do dużego przedsiębiorstwa.
Tak. W Samsungu zostałem od razu rzucony na głęboką wodę. Był to start-up spółki w Polsce i działo się naprawdę wiele. Zajmowałem się wszelkimi sprawami, jakie miały związek z prawem, począwszy od administracji, finansów, a kończąc na zakupach i logistyce.