Rz: Potrafi pan wrócić od znajomych bez samochodu, za to z obrazem.
Jerzy Stelmach: Rzeczywiście było tak, że siedziałem u znajomych i rozmawiając, przyglądałem się obrazowi wiszącemu na ścianie. Bardzo mi się podobał. Koledze za to bardzo podobał się mój samochód. Ale obrazu nie chciał sprzedać. Skończyło się na wymianie, a z żoną wracaliśmy do domu taksówką. Jednak bardzo rzadko zdarzają mi się takie historie.
Dla jednego obrazu był pan podobno w stanie sprzedać mieszkanie?
Nie mieszkanie, ale segment, w którym wówczas z żoną mieszkaliśmy. Dwukrotnie starałem się o kupno obrazu Wojtkiewicza, który znajduje się w Stanach. Za pierwszym razem doszedłem w negocjacjach do ceny, którą właściciele byli skłonni zaakceptować. Tyle że stanowiła równowartość naszego domu. Było dla mnie oczywiste, że w tej sytuacji trzeba go sprzedać. Niestety, dla mojej żony już nie.
Ma pan ponad 700 dzieł sztuki. Czy ich kupowanie za każdym razem było równie emocjonujące?