b) w dziedzinie stosunków obligacyjnych zasada ta znalazła normatywny wyraz w art. 3531 k.c., stanowiącym, że „strony zawierające umowę mogą ułożyć stosunek prawny według swego uznania, byleby jego treść lub cel nie sprzeciwiały się właściwości (naturze) stosunku, ustawie ani zasadom współżycia społecznego" (uchwała SN z 10 stycznia 1990 r., III CZP 97/89, OSNC 1990, Nr 6, poz. 27).
Do czynności powierniczych typu zarządzającego (cum amico contracta), normowanych w licznych aktach prawnych, należy w szczególności umowa zlecenia, z mocy której zleceniobiorca nabywa daną rzecz wprawdzie we własnym imieniu, jednak „nie dla siebie" lecz dla innej osoby (scilicet, „na jej rachunek"). W sytuacji tej zleceniobiorca staje się nominalnie właścicielem nabytej rzeczy, zobowiązany jest jednak wydać ją zleceniodawcy (art. 740 zd. drugie k.c.), przez co należy rozumieć również przeniesienie własności nabytej rzeczy na zleceniodawcę. Uwzględniając przy tym, że przedmiotowe zobowiązanie wynika bezpośrednio z ustawy, należy uznać za oczywiste, że a) nie wymaga ono wysłowienia w treści umowy zlecenia, nawet jeżeli „wydanie" polega na przeniesieniu własności nieruchomości (tak stanowczo SN w wyroku z 10 listopada 2010 r., II CSK 256/10, Legalis), b) sama umowa zlecenia nie wymaga szczególnej formy, jaka jest zastrzeżona dla czynności prawnych zobowiązujących do przeniesienia praw określonego rodzaju (co do tego zob. uchw. SN z 27 czerwca 1975 r., III CZP 55/75, OSNC 1976, nr 4, poz. 75).
Powiernicze nabycie rzeczy ruchomych jest zjawiskiem powszechnym między krewnymi i w stosunkach dobrosąsiedzkich, dokonywane jest zaś na podstawie „zlecenia" (życzenia), wyrażanego np. do kogoś idącego do sklepu w prostej formule słownej: „kup mi bułki (masło, mleko, piwo, wino)" etc. Najczęściej zlecenie to (życzenie) połączone jest z wręczeniem zleceniobiorcy odpowiedniej sumy pieniężnej, nie jest to jednak konieczne dla ważności umowy (rozliczenie może nastąpić później).
Z życia wzięte
Zilustruję to przykładem z własnej praktyki zawodowej, wywołującym we mnie do dzisiaj poczucie niepewności co do trafności rozstrzygnięcia. W latach 1956–1958 toczył się proces między dwiema wdowami, teściową i synową, z których pierwsza była powódką, druga pozwaną. Powódka domagała się od pozwanej wydania kompletu mebli (obejmującego tapczan, stół, cztery krzesła i kredens), twierdząc, że meble te zostały kupione „dla niej" i za jej pieniądze. W sprawie niesporne było, że zakupu mebli dokonali wspólnie małżonkowie, syn powódki i pozwana, którzy też w dokumencie zakupu, wystawionym przez miejscowy sklep MHD , zostali ujawnieni jako nabywcy i którzy korzystali z nich wyłącznie sami. Sporne było natomiast, czy powódka, wręczając pieniądze synowi i pozwanej, powiedziała: „to kupcie mi meble", czy też: „to kupcie sobie meble". W sprawie nie było żadnych świadków tej rozmowy, liczni świadkowie zeznali tylko, że stosunki między powódką a mieszkającymi z nią małżonkami były wzorcowe oraz że nie widzieli i nie słyszeli, aby powódka sprzeciwiała się zabraniu mebli przez pozwaną, gdy ta opuszczała dom powódki po śmierci swego męża.
Przedmiotowa sprawa znajdowała się przedtem dwukrotnie w instancji rewizyjnej, zakończyła się zaś wyrokiem uwzględniającym żądanie powódki, po uznaniu, że prawdziwe są jej zeznania, a nie zeznania pozwanej. Dodam, że po ogłoszeniu wyroku powódka wykrzyknęła „niech żyją sądy Polski Ludowej!". Dręczy mnie jednak nie ten incydent, lecz myśl, że zeznania powódki oceniliśmy (sprawa była rozpoznawana z udziałem ławników) nieprawidłowo, wbrew zasadom doświadczenia życiowego (art. 231 kodeksu postępowania cywilnego). Zasady te powinny nam podpowiedzieć, że w polskiej obyczajowości rodzice młodych małżonków wspierają ich materialnie na nowej drodze życia. Powódka zatem nie chciała zakupu mebli dla siebie, lecz dokonała ich darowizny na rzecz syna i synowej (uprawnienia powódki należałoby wówczas oceniać w płaszczyźnie przepisów prawa spadkowego). Nie usprawiedliwiam się przy tym wiekiem (23–24 lata), bo tyleż mia cesarz Caracalla, gdy wydał wiekopomny edykt (Constitutio Antoniniana z 212 r.), rozciągający prawa obywatelskie (ius civile) w zasadzie na wszystkich wolnych mieszkańców Imperium Romanum, w liczbie około 60 mln.
To nic złego
Gdy zleceniobiorca nabywa nieruchomość, działając w imieniu własnym (a więc nie w charakterze pełnomocnika zleceniodawcy – por. co do tego art. 734 § 2 i art. 740 zd. drugie k.c.), on właśnie zostaje wpisany do księgi wieczystej jako właściciel nieruchomości. W sytuacji tej obowiązek wydania nieruchomości nie ogranicza się do fizycznego aktu jej przekazania zleceniodawcy; zleceniobiorca zobowiązany jest także do przeniesienia własności nieruchomości, co może przybrać dwojaką postać: 1) zawarcia przez strony umowy zlecenia odrębnej umowy przeniesienia własności nieruchomości o skutku wyłącznie rozporządzającym (art. 158 zd. drugie k.c.), 2) wydania przez sąd wyroku stwierdzającego, że zleceniobiorca jest zobowiązany do złożenia oświadczenia woli o przeniesieniu własności nieruchomości na zleceniodawcę (art. 64 k.c. i art. 1047 § 1 kodeksu postępowania cywilnego).