To poważny warunek. Kandydatów na członków KRS PiS będzie musiał konsultować z opozycją. To pierwszy taki wyłom w aktywności Andrzeja Dudy, który dotąd wspierał reformę sądownictwa. Dzisiejsze wystąpienie pokazuje jego determinację, ale też pewną chaotyczność. Do końca nie wiadomo, dlaczego na zgłoszenie swoich poprawek do KRS zdecydował się właśnie teraz. Mógł zrobić to z wyprzedzeniem, kiedy były prowadzone nad nimi prace w Sejmie.
Politycy PiS już od rana próbowali łagodzić napięcia w kontaktach z prezydentem. Nieprzypadkowa była zapowiedź wiceministra sprawiedliwości Marcina Warchoła wniesienia do projektu ustawy o SN dwóch poprawek zakładających, że to nie Zbigniew Ziobro, ale KRS kolegialnie będzie decydowała, który z sędziów zostanie w SN, a który odejdzie w stan spoczynku. Przeniesienie ciężaru decyzji na KRS ograniczyłoby ryzyko arbitralności ministra sprawiedliwości w kwestii obsady SN. Stworzyłoby też przestrzeń na debatę i dyskusję o sędziach SN.
Zapowiedź tej poprawki najwyraźniej nie wystarczyła. Może to być początek poważnego konfliktu o sądy na linii PiS–prezydent, który spowolni całą operację. PiS o KRS grał ostro, ale środowiska sędziowskie jeszcze ostrzej. Do wtorkowego popołudnia wszystkie atuty były jednak po stronie większości parlamentarnej. Wtorkowe wystąpienie prezydenta skomplikowało sytuację i można je odczytywać jako wyciągnięcie pomocnej dłoni wobec środowisk prawniczych. PiS staje w ten sposób w złym świetle.
Tym bardziej że w SN nie wydarzyło się nic, co uzasadniałoby tak radykalną reformę. Nie ma znaczących przewlekłości postępowań, spadku jakości orzecznictwa czy afer, bo wtedy można by mówić o zastosowaniu opcji zerowej. PiS nie chodzi jednak o usprawnienie czy poprawę jakości orzecznictwa SN, ale o wymianę elit w całym wymiarze sprawiedliwości. Po sądach powszechnych, zgodnie z zapowiedziami Jarosława Kaczyńskiego z kampanii wyborczej, przyszedł czas na Sąd Najwyższy. Sygnalizowane przez wiceministra Warchoła poprawki łagodziłyby tylko nieco styl resetu w SN, ale zasadniczego celu by nie zmieniały. Koszty bezprecedensowej reformy mogą być jednak wyższe, niż zakładano. Jeżeli PiS straci sojusznika w osobie prezydenta, jej realizacja stanie pod dużym znakiem zapytania. Krok do tyłu może być w takiej sytuacji jedynym rozwiązaniem.