Pożyczać chcieli bez mała wszyscy. Sklepy, hurtownie, salony sprzedaży i supermarkety czekały z coraz bardziej atrakcyjną ofertą. Trudno było się oprzeć pokusom. Kredyty brali zwykli ludzie i przedsiębiorcy, ubodzy i milionerzy, wierzący i niewierzący. Wszyscy. Kłopoty zaczęły sie dość szybko. Zaległości w spłatach ratalnych rosły i rosły. Elastyczny i czujny rynek zareagował błyskawicznie. Wierzyciele z jednej strony i dłużnicy z drugiej zaczęli się bronić. Narodziły się firmy windykacyjne i antywindykacyjne. Trwają one na rynku do dziś. Robią interesy, zarabiają na udzielaniu pomocy swoim klientom. Oczywiście nie chodzi o to, by psuć im interesy i „robotę", ale o to, by wszystkie one działały w sposób absolutnie cywilizowany, pozbawiony agresji i dążenia do zniszczenia – nie tylko „procesowego" – przeciwnika.