Trzecia płeć na trzecie tysiąclecie

Orzeczenie niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego nakazujące uwzględniać w oficjalnych dokumentach i rejestrach trzecią płeć wpisuje się w agresywny trend genderowej rewolucji, uzurpującej sobie prawo do kształtowania rzeczywistości.

Aktualizacja: 19.11.2017 18:33 Publikacja: 19.11.2017 15:51

Trzecia płeć na trzecie tysiąclecie

Foto: 123RF

Interseksualizm, definiowany jako wady różnicowania płciowego – obojnactwo prawdziwe, łącznie z rzekomym żeńskim i męskim – w latach 2000–2002 występował w krajach europejskich z częstością 0,58/10 000 żywo urodzonych noworodków, w Polsce 0,64/10 000 (K. Kula, J. Słowikowska-Hilczer, „Zaburzenia determinacji i różnicowania płci", [w:] A. Szczeklik, Interna Szczeklika. Podręcznik chorób wewnętrznych). Problemy z ustaleniem płci mają podłoże biologiczne, co nie stanowi uzasadnienia dla dalszego komplikowania sytuacji takich osób, które, pozbawione pomocy rodziców i lekarzy, mogą całe życie poszukiwać swojej tożsamości płciowej, stając się osobą transseksualną. Naturalne wady różnicowania płciowego wymagają pomocy medycznej, podobnie jak wszelkie inne wady fizyczne i psychiczne. Potęgowanie dramatu rozchwianej tożsamości płciowej przez prawne sankcjonowanie istnienia innej płci niż żeńska i męska nie rozwiązuje problemu. Wręcz przeciwnie: fałszuje rzeczywistość, dając złudzenie, że człowiek może nie być ani kobietą, ani mężczyzną.

Podobne efekty przyniosło skreślenie z listy zaburzeń psychicznych Światowej Organizacji Zdrowia homoseksualizmu. Rzeczywisty problem z określeniem orientacji seksualnej danego człowieka przekształcił się w ogólnospołeczny problem małżeństw jednopłciowych, adopcji dzieci przez takie pary, a dalej zakwestionowanie nawet nazewnictwa rodziców (nie mama i tata, ale „rodzic numer jeden" i „rodzic numer dwa"). Bezwzględnemu żądaniu tolerancji dla środowiska LGBT towarzyszy wszechogarniająca erotyzacja życia, zalew pornografii, których efektem jest osłabienie rodziny i plaga rozwodów. Trudno wskazać pozytywne efekty tej sytuacji, co więcej, przyszłość starzejących się społeczeństw sytej Europy wydaje się zależeć od napływu ludności z uboższej części świata, znacznie różniącej się kulturowo, demograficznie i religijnie.

Imigranci dobijający się do europejskich granic nie przejmują się instytucjonalizacją związków partnerskich i możliwością wyboru trzeciej płci. W ich krajach osoby z problemami związanymi z orientacją seksualną oraz tożsamością płciową cieszą się, że nie tracą życia, natomiast inni obywatele bardzo dbają o wzrost demograficzny. Efektem tego wzrostu oraz globalizacji, którą zachłystują się niektórzy politycy czy elity światowego biznesu, jest wielka migracja, która może zasadniczo zmienić układ sił na świecie. Nie tylko może, ale już zmienia, o czym świadczą powiększające się dzielnice etnicznie i religijnie odmienne we Francji, Niemczech, Holandii, Wielkiej Brytanii i innych państwach.

Oczywiście nie chodzi o to, aby stosunek prawa do osób mających problemy z tożsamością czy orientacją płciową był taki jak w szariacie. Jednej skrajności nie można zastępować inną. Pluralistyczne społeczeństwo musi tolerować różnorodność. Między tolerancją a akceptacją jest jednak duża różnica. Cierpliwe znoszenie czegoś to nie to samo, co uznanie za normalne, zwyczajne, legalne. Państwo nie musi sankcjonować każdej odmienności, nie każda sfera życia ludzkiego wymaga objęcia jej regulacją prawną. Prawo nie musi ścigać się ze skrajnie subiektywistycznym stosunkiem poszczególnego obywatela do państwa.

Dobre prawo składa się z norm prawnych generalnych i abstrakcyjnych, a nie kazuistycznych. Każdy człowiek ma prawo wyboru drogi życiowej, ale nie każda droga wymaga ingerencji państwa. Chodzi tylko o to, aby organy władzy sądowniczej lub ustawodawczej nie burzyły porządku natury i nie potęgowały problemów, które wymagają pomocy państwa, ale zupełnie innego rodzaju. To, co można skorygować medycznie, terapeutycznie, farmakologicznie nie musi być poprawiane ustawowo lub sądownie.

Autor jest adwokatem, wykładowcą na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Zielonogórskiego

Interseksualizm, definiowany jako wady różnicowania płciowego – obojnactwo prawdziwe, łącznie z rzekomym żeńskim i męskim – w latach 2000–2002 występował w krajach europejskich z częstością 0,58/10 000 żywo urodzonych noworodków, w Polsce 0,64/10 000 (K. Kula, J. Słowikowska-Hilczer, „Zaburzenia determinacji i różnicowania płci", [w:] A. Szczeklik, Interna Szczeklika. Podręcznik chorób wewnętrznych). Problemy z ustaleniem płci mają podłoże biologiczne, co nie stanowi uzasadnienia dla dalszego komplikowania sytuacji takich osób, które, pozbawione pomocy rodziców i lekarzy, mogą całe życie poszukiwać swojej tożsamości płciowej, stając się osobą transseksualną. Naturalne wady różnicowania płciowego wymagają pomocy medycznej, podobnie jak wszelkie inne wady fizyczne i psychiczne. Potęgowanie dramatu rozchwianej tożsamości płciowej przez prawne sankcjonowanie istnienia innej płci niż żeńska i męska nie rozwiązuje problemu. Wręcz przeciwnie: fałszuje rzeczywistość, dając złudzenie, że człowiek może nie być ani kobietą, ani mężczyzną.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK
Opinie Prawne
Antoni Bojańczyk: Dobra i zła polityczność sędziego
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Likwidacja CBA nie może być kolejnym nieprzemyślanym eksperymentem
Opinie Prawne
Marek Isański: Organ praworządnego państwa czy(li) oszust?
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją