Popularne to zawołanie, tym bardziej że nieujęte – mówiąc żargonem prawniczym – w katalogu gróźb karalnych. Tak wołali rozeźleni demonstranci do prezydenta Dudy i prezesa Kaczyńskiego, a ich przeciwnicy do przewodniczącego Tuska, kiedy nawiedzał ojczyznę z dalekiej Brukseli. Nawet oficjalni reprezentanci polskiego rządu w tejże Brukseli dawali do zrozumienia, że pan przewodniczący wkrótce może być ścigany europejskim nakazem aresztowania.
Nie, nie zamierzam pisać kolejnej ramoty wzywającej do zaniechania wzajemnych gróźb i złagodzenia języka. Nadto ich było i skutek żaden. Zainteresowało mnie tylko, że z okazji niedawnej dziewiątej rocznicy tragedii smoleńskiej wiceprezes Antoni ogłosił przełom w pracach swojej podkomisji. Już pomyślałem, że czegoś się dowiem, ale to tylko ów dobrany zespół skierował doniesienie do prokuratury zarzucające byłemu ministrowi Millerowi i jego pomagierom z rozwiązanej już komisji, że fałszowali wyniki i ukrywali dowody.