Data jego premiery będzie w przyszłości wyznaczać koniec pewnego złudzenia. Wizji internetu jako nie tylko Wielkiego Brata, ale i Wielkiego Inkwizytora. Może i wtrącającego się lub zaglądającego czasami zbyt głęboko w naszą prywatność, ale za to od czasu do czasu zdolnego do napiętnowania zła i wymierzenia sprawiedliwości.
Sieć jest w stanie zagrać na kilku społecznych strunach: przyciągnąć uwagę, wywołać oburzenie, a nawet zmusić do natychmiastowych reakcji. Ale poza zasięgiem jej możliwości – i właśnie film „Tylko nie mów nikomu" pokazał to bardzo dobrze – jest zagranie na nich melodii, która wywołałaby efekt katharsis. Przeciwnie, im większym gniewem i oburzeniem internet zakipi w pierwszej chwili na wyciągnięte na światło dzienne zło oraz niesprawiedliwość, tym szybciej przychodzi odrętwienie i obojętność. Co jest reakcją naturalną i fizjologicznie usprawiedliwioną. Naukowcy już jakiś czas temu odkryli, że w mózgach ludzi nałogowo korzystających z portali społecznościowych zachodzą procesy podobne do tych, jakie wywołuje zażywanie narkotyków. Historie o złu i niesprawiedliwości są w stanie koncentrować na sobie uwagę sieci tylko do czasu, aż nie nasyci się ona bodźcami – gniewem, lękiem, współczuciem – które są w nich zawarte. Później, po kilku dniach czy tygodniach, ten towar będzie już dla niej za słaby i z powrotem ruszy ona tropem dilerów wrażeń.