Udało się uniknąć najgorszego, czyli przeforsowania przez Jarosława Kaczyńskiego majowych wyborów prezydenckich, całkowicie sprzecznych z konstytucją i elementarną przyzwoitością. Gdyby się odbyły, prezes PiS-u podłożyłby bombę z opóźnionym zapłonem pod polskie państwo i doprowadził do niespotykanej do tej pory eskalacji konfliktu politycznego. Prezydent wybrany w takich okolicznościach byłby przez znaczną część społeczeństwa uważany za uzurpatora.
Najgorsze nie nastąpiło na skutek odważnej i konsekwentnej postawy samorządowców, umiejętnego postępowania Senatu, oporu Jarosława Gowina i części posłów Porozumienia. Wielu Polaków odetchnęło z ulgą. Nie zmienia to jednak faktu, że Oni – Kaczyński i jego ludzie – naprawdę chcieli nam to zrobić: pozbawić praw wyborczych, co w konsekwencji mogło nawet doprowadzić do przelewu krwi. Polska jest we władaniu siły politycznej o dyktatorskich zapędach, skrajnie nieodpowiedzialnej i cynicznej. Odsunięcie jej od władzy, tak szybko, jak będzie to możliwe, jest patriotycznym obowiązkiem. Pierwszy i niezwykle ważny krok na tej drodze to zwycięstwo kandydata opozycji w wyborach prezydenckich.
Odczuliśmy ulgę, bo nie będzie skandalicznych wyborów majowych, ale stan bezprawia w Polsce nadal się pogłębia, a wybory prezydenckie, po błyskawicznym zakończeniu etapu prac sejmowych nad nową ustawą wyborczą, budzą bardzo poważne wątpliwości, co do równości szans kandydatów. Panem kalendarza wyborczego został Jarosław Kaczyński, gdyż Elżbieta Witek, marszałek Sejmu, jest tylko wykonawczynią jego poleceń.
Obserwatorzy sceny politycznej już dawno mogli wyrobić sobie opinię o prezydencie Andrzeju Dudzie, ale wiadomo, że bardzo wielu potencjalnych wyborców, życie polityczne śledzi tylko okazjonalnie. Właśnie w dniach, w których ważyły się losy majowych wyborów, mieli okazję dokładniej przyjrzeć się prezydentowi Dudzie. To, co rzucało się w oczy, to jego całkowita bierność i przedmiotowe traktowanie nie tylko przez Jarosława Kaczyńskiego, ale także przez innych czołowych polityków Zjednoczonej Prawicy. Zobaczyliśmy, kim Andrzej Duda jest naprawdę i jaka jest jego rzeczywista pozycja w obozie władzy. Andrzej Duda jest tylko posłusznym wykonawcą. Czy Polacy naprawdę chcą mieć takiego prezydenta?
Jarosław Gowin w przesileniu majowym odegrał rolę pozytywną, zapewne kluczową. Gdyby Kaczyński miał pewność, że może liczyć na głosy niedużej grupy posłów lojalnych wobec Gowina, przeforsowałby wybory, zapewne w terminie 23 maja. Nie pomyliłem się jednak, gdy kilka tygodni temu na łamach „Rzeczpospolitej” napisałem, że lider Porozumienia przegrał walkę o podmiotowość swej partii. Każdy, kto obserwował zachowanie posłów Porozumienia w decydujących dniach, gdy ważyły się losy majowych wyborów, musiał dostrzec głębokie pęknięcie w partii Gowina. Nie doszło do ostatecznego sprawdzianu, kto ma większość Porozumienia: Jarosław Gowin, czy Jarosław Kaczyński. Wydaje się jednak, że ten drugi.