[b][link=http://blog.rp.pl/blog/2010/04/01/dominik-zdort-kaczuzelski-na-prezydenta/]Skomentuj[/link][/b]
Sztabowcy Lecha Kaczyńskiego, analizując jakieś bardzo szczegółowe badania socjologiczne, najwyraźniej doszli do wniosku, że jeśli obecny prezydent może jeszcze liczyć na większą grupę wyborców – poza swoim żelaznym elektoratem – to jest tu już tylko lewica. Ta pragmatyczna kalkulacja teoretycznie jest prawidłowa: po tym, gdy w centrum polskiej sceny politycznej rozparła się Platforma Obywatelska, wyborców szukać trzeba na skraju owej sceny.
Ponadto doradcy prezydenta pewnie z sentymentem wspominają poprzednie wybory, gdy w drugiej turze kandydat PiS mógł liczyć na poparcie wielu lewicowych środowisk z Adamem Gierkiem (synem Edwarda) na czele. Kalkulują też, że w drugiej turze osłabieniem Platformy Obywatelskiej zainteresowani byliby politycy lewicy, przepychający się z partią Tuska na swoim skrzydle sceny politycznej.
[srodtytul]Uśmiech do lewicy [/srodtytul]
Wszystkie te analizy brzmią wiarygodnie, tyle że nie biorą pod uwagę, iż w Polsce wyborcy (w przeważającej większości) podejmują decyzje przy urnie nie po szczegółowej ocenie sytuacji, ale pod wpływem takich czy innych emocji.