Właściwie przechyliła się wcześniej. Biorąc pod uwagę, że politykę naszego premiera wyznaczają piarowcy i nieustanne badanie opinii publicznej, można uznać, że rzecznik Graś po premiera udał się wówczas, gdy specjaliści od marketingu stwierdzili, że rosyjski raport wstrząsnął Polakami. Rezygnacja z narciarskich rozkoszy we Włoszech czymś przecież musiała być spowodowana.
Dyplomatyczna choroba prezydenta Komorowskiego ma to samo źródło. Przecież jeszcze przed ogłoszeniem jakichkolwiek oficjalnych ustaleń, nie mając żadnych po temu danych, prezydent nazwał tragedię smoleńską sprawą "prostą", dając do zrozumienia, że wina leży wyłącznie po naszej stronie. To, że tego typu bezpodstawne stwierdzenie nie wywołało burzy w polskich mediach jest miarą ich upadku. Ale sytuacja się zmienia.
Wystąpienie premiera musiało uświadomić tym z PO i okolic, jak np. ważnej posłance, Kidawie-Błońskiej, która od razu ogłosiła, że raport MAK jest obiektywny, że przeszliśmy już na inny etap. Wcześniej, szef MSWiA Jerzy Miller w swoim wystąpieniu był bardziej wobec Rosjan spolegliwy i wprawdzie przyznał, że pewnych wniosków strony polskiej nie wzięli oni pod uwagę, ale głównie akcentował ich słuszną krytykę Polaków. Swoją drogą, warto temu ministrowi się przyjrzeć. Nie przekazując dokumentów naszemu przedstawicielowi, pułkownikowi Edmundowi Klichowi i utrudniając mu na rozmaite sposoby działanie, zredukował i tak słabe polskie możliwości kontroli działań rosyjskich.
Nie twierdzę — ten zarzut się z pewnością się pojawi — że działa on na żołdzie rosyjskim. Tak jak nie uważam, że opłacany przez Moskwę jest chór komentatorów basujący raportowi MAK jeszcze zanim mieli okazję dowiedzieć się, co w nim jest. Bo tą sprawą chciałem się zająć. Polskiego chóru, który stanowi pudło rezonansowe moskiewskiej propagandy, nie sposób wytłumaczyć bezpośrednim wpływem Rosji.
Sprawa jest gorsza. Środki jakie uruchamiają Rosjanie, aby realizować swoją międzynarodową politykę, która podporządkowana została imperialnym ambicjom ich warstwy rządzącej, jak wszystkie zasoby na świecie są ograniczone. Nieograniczone jest natomiast zacietrzewienie i głupota w naszym kraju.