Tragikomiczna epopeja PJN zasługuje jednak nie na kpiny, lecz na chwilę zadumy, tym bardziej że nijak się skończyć nie chce. Kiedy już wydawało się, że zawieszane i wykluczane z PiS Jakubiak i Kluzik-Rostkowska nie mogą wymyślić niczego bardziej groteskowego niż zawieszanie i wykluczanie Bielana, okazało się, iż to dopiero uwertura do tej opery komicznej. Panie postąpiły bowiem zgodnie z regułą Hitchcocka (rzadko robił komedie, najśmieszniejsza to ta o ptakach), że na początku jest trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie.
I tak mamy ukradzione przez Bielana i przechowywane w tajemniczej torebeczce kody dostępu do strony internetowej PJN, co brzmi równie poważnie, jakby przechowywał tam kod dostępu do walizki atomowej Obamy. Są też zaginione listy wszystkich trzech członków nowej partii oraz cała litania łez, żali i wysyłanych do dziennikarzy esemesów z wzajemnymi złośliwościami.
Adam Słomka, to jest, przepraszam, Adam Bielan, którego brano za spryciulę, liczy teraz na nowe rozdanie. Ono z pewnością kiedyś nastąpi, tyle tylko, że każda nowa partia przyjmująca Bielana będzie musiała z nim podpisać intercyzę.