Może dlatego, że zanim Adam Małysz pożegnał się ze skocznią, już witał się z panem prezydentem, by zaraz potem staropolskim zwyczajem wtrącić swoje trzy grosze do platformerskiej skarbonki, gdzie zbierane są kpiny ze zniczy pod pałacem braku kultury i nauki. W sobotę miał skakać do celu, ale pogoda popsuła zabawę. Całe szczęście, że nie tylko Orzeł z Wisły żegnał się tego dnia z dotychczasowym zajęciem. A jednak kiedy Leniwiec z Kaszub usiadł na belce TVN, by przeskoczyć wątpliwości gwiazd ekranu, poprawił gogle, sprawdził zapięcia i... zrezygnował ze skoku, tym razem w sondażach. Przypomnijmy, że wcześniej uciekł z belki podczas Mistrzostw Świata w Skokach Cywilizacyjnych, wygrał za to w Konkursie Skoków na Emerytury.

A jednak w sobotę podbił Paplanicę i w Turnieju Czterech "Skocz mi!" zdobył Puchar Celebrytów. Nie mogło być inaczej, skoro Tomasz Lipiński smarował narty premiera tak długo, że nie mógł sobie przypomnieć pytania, które, jak się okazało, brzmiało: "Czy jest pan gotów zaufać obywatelom?". Premier odparł, że owszem, ale w kwestii zamiany zaświadczeń na oświadczenia zastanawia się, "czy w warunkach polskich można pójść dalej". Wiadomo, Polakom zaufać, to lepiej od razu się powiesić. W którym innym kraju media nadmuchałyby tak spotkanie szefa rządu z trzema muzykami i dziennikarzem, stanowiącymi podczas ostatnich wyborów jego żelazny elektorat?

Na spotkanie z Tuskiem naczelny "Playboya" umówił się "podczas kolacji u wspólnych znajomych", więc trzeba wierzyć na słowo, gdy zapewnia, że "premier ma jaja". Co ciekawsze, "wykształciuchy" są dla Mellera równoznaczne z "inteligentami", a przecież w jego programie widać było wyraźnie, czym różnią się obie grupy społeczne. To wykształciuchy dostały szansę rozmowy z premierem i pozwoliły się obrzucać propagandowymi śnieżkami tak długo, aż zaczęły przypominać bałwanów. Nawet im miotły nie drgnęły, gdy opowiadał  o swoich kolejnych sukcesach: "Warto było ściągnąć zagranicznych polityków, żeby zrozumieli, że  1 września 1939 roku Niemcy napadli na Polskę, a Putin też to jakoś uznał". Kiedy zaś resztką sił Hołdys przekonująco opisał zapaść polskiej kultury, szef Platformy stwierdził, że są dziś w Polsce ważniejsze sprawy, bo wielu rodaków "nie ma co do gęby włożyć". To jak pan rządzi, premierze?!