Ziemkiewicz: Wszystko przez PiS. Nawet Michnik

Kabarety, za sprawą telewizji, strasznie zeszły na psy, ale za to mamy Jacka „Jasia Fasolę" Żakowskiego. Dzielny publicysta „Polityki" w felietonie dla „Gazety Wyborczej" zachwycił się „genialnym terminem" Wojciecha Mazowieckiego „spisienie".

Publikacja: 05.04.2011 12:01

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Byłyby te jego zachwyty równie niewarte wzmianki, jak niedawno wygłaszane pochwały dla „znakomitego dziennikarskiego pomysłu" Urbana, by grzebać w śmieciach Jarosława Kaczyńskiego, ale Żakowski, jak zwykle, musiał przefajnować. Zamiast ograniczyć się do kalumnii, w czym jest jeszcze jako taki, zabrał się też do definiowania „genialnego terminu". I wyszło mu, że „spisienie" to „że reguły obowiązują tylko, gdy są doraźnie użyteczne dla tego, kto je głosi".

He, he... ? jak to pisał Przybyszewski. Czyli, na przykład, jak redaktor Michnik nazwie Kaczyńskiego i jego partię kontynuatorami tradycji KPP, to w porzo; ale jak miesiąc później poeta Rymkiewicz napisze to samo o Michniku i jego współpracownikach, skądinąd faktycznie dzieciach działaczy KPP, to hańba, obraza boska, bluźnierstwo i delikt sądowy. O to Żakowskiemu chodzi?

 

 

A właśnie, skoro jesteśmy przy KPP, to okazuje się, że już nie tylko ślązactwo, ale nawet i pochodzenie od działaczy partii komunistycznej, a więc ludzi, którzy się jakiejkolwiek identyfikacji narodowej programowo wyrzekali,  podnoszone jest do rangi narodowości, a nawet rasy. Wystarczyło, że zwróciłem uwagę, iż potomkowie czerwonych szumowin, skoro nie mają na tyle przyzwoitości, by się odciąć od własnego haniebnego dziedzictwa, a przeciwnie, przy każdej okazji swych ojców wybielają, nie powinni być tak skłonni do obłudnego przepraszania za rzekomy antysemityzm polskich chłopów, bo takie bicie się w cudze pierwsi jest żałosne. I już rozjazgotało się paru dyżurnych pętaków, że to rasizm i antysemityzm. I że nie mam prawa „wykluczać z polskości" (?) Agnieszki Holland, bo ona „więcej wniosła do polskiej kultury, niż Ziemkiewicz". Obosieczny argument. Zapewne więcej wniosła, nie będę się kłócił, ale z kolei ja na pewno więcej wniosłem do polskiej kultury niż autor tej błyskotliwe konstrukcji myślowej Cezary Michalski. Więc jeśli Michalski chce pozostać wierny sobie, powinien się teraz ukłonić, spiesznie oddalić i wreszcie zaprzestać ciągłego wycierania sobie gęby moim nazwiskiem, stanowiącego ? obok wycierania jej sobie nazwiskami Wildsteina, Zaręby, Lisickiego, Terlikowskiego i Gmyza ? jeden z wyłącznych motywów jego twórczości.

Oczywiście ? oczekiwanie ze strony byłego anarchisty, byłego katolika, byłego konserwatysty, byłego liberała i byłego lewicowca aktualnie świeżo nawróconego na Palikota (a może już i byłego palikociarza, nie zaglądałem w jego dzisiejszy tekst) wierności sobie, czy w ogóle czemukolwiek, to tylko żart.

Wspominam o nim jednak, by zwrócić uwagę czytelnika na monumentalny przykład „doraźnego" naginania reguł dla potrzeb tego, kto je głosi. Ani ja, ani w ogóle nikt (nie liczę tu oczywiście anonimowych wpisów w necie i na ścianach szaletów względnie publicystów na poziomie p. Kontka z „Faktu") nie sugerował nigdy, żeby za draństwa wykorzenionych z judaizmu komunistycznych kolaborantów, owych różnych Bermanów, Szechterów, Hollandów, Wagmanów i im podobnych, obciążać winą Żydów jako takich. To byłoby myślenie niewątpliwie rasistowskie, antysemickie i podłe. Kiedy tymczasem urządza się z Grossem na czele orwellowskie seanse nienawiści do Polaków, wedle ideologicznego założenia,  że udział przed laty jakichś polskich kolaborantów (załóżmy nawet, że faktyczny) w mordzie na Żydach to nasza, polska wina, wina wszystkich Polaków, za którą wszyscy musimy się z rozliczyć jako naród i jako państwo, bić za nią w piersi i pokornie płacić każdy haracz, jakiego zażądają amerykańskie organizacje żydowskie...To co? To nie jest oczywisty rasizm, okazuje się. To jest „szlachetne" rozliczanie się z haniebnym narodowym dziedzictwem, nie własnym, oczywiście, tylko tych starszych, gorzej wykształconych i z mniejszych ośrodków.

Żakowski chce to nazwać „spisieniem". Znalazłbym lepszą nazwę.

To może coś mniejszej skali, ale równie aktualnego. Wyobraźmy sobie, że to PiS wyrzuca w błoto 120 tysięcy publicznych złotych, żeby kolory krzesełek na stadionie zmienić na biało-czerwone. Ileż by to było głosów oburzenia, potępienia, ile wyliczania, na co można by te bezmyślnie wyrzucone pieniądze przeznaczyć, ile żłobków wywianować, ile wydać numerów pism kulturalnych... No, ale to akurat wyrzuciło w błoto PO, aby przypodobać się koalicjantowi, czyli zawodowym ślązakom, którzy z niejasnych przyczyn ukraińskie barwy narodowe uznali za swoje.

Oho, dużo, naprawdę dużo by się znalazło dowodów stawianej przez Żakowskiego tezy, że „spisienie idzie jak tsunami". Nie jestem Żakowskim, więc poszukam przykładu na własnych, nie na cudzych łamach. Otóż udostępniliśmy je niedawno panu Sadurskiemu, który jest jednym z modelowych przykładów mentalności tzw. salonu. Zwracam uwagę na stanowiące istotę, i w zasadzie zresztą jedyną zawartość jego tekstu, bluzgi wobec ludzi, którzy ośmielają się żywić nie podzielane przez niego uczucia. Zwłaszcza na „kiepski kabarcieciarz, były działacz PZPR". Cała obłudna, świętoszkowata „wyższość moralna" michnikowszczyzny zbudowana została na „grubej kresce", na pseudoszlachetnym „wyrzeczeniu się rozliczeń" i „polowań na czarownice". Patrzcie, jacy my szlachetnie i moralni, jak nie szukamy zemsty, nie zaglądamy nikomu w życiorysy! Ale ta amnezja zgodnie z leninowskimi, w pewnych środowiskach dziedzicznymi zasadami klasowej dialektyki, obowiązuje tylko wobec „swoich". Nikt nie ośmieli się wytykać członkowstwa w PZPR Stefanowi Bratkowskiemu, ale o Marcinie Wolskim ? który był tam z podobnych powodów i w tym samym czasie ? żaden salonowy bubek nie umie nie napisać inaczej, niż „były członek PZPR". Podobnie, jak na przykład o byłym ministrze skarbu Jasińskim. No i ten „kiepski kabareciarz"... To jest właśnie michnikowszczyzna w stanie czystym. Jak nie nasz, to już wszystko co zrobił, nawet „Sześćdziesiąt minut na godzinę", było kiepskie. Jajo jak balon polega na tym, że drugi z twórców „sześćdziesiątki", Jacek Fedorowicz, sprzedał się akurat duszą i ciałem „dobremu towarzystwu" i jako taki nie jest bynajmniej kiepski, jest wielkim mistrzem polskiego kabaretu. Czego dowodem właśnie ? „legendarna", „kultowa" Sześćdziesiątka. Ta sama, która w dorobku Wolskiego jest cienizną i obciachem. Wyda się to komuś niekonsekwencją? Przeciwnie, konsekwencja jest żelazna. Gdyby ? teoretycznie ? Wolski pewnego dnia zmienił front, i naszczekał na Kaczyńskiego, nagle by się okazał mistrzem, wybitnym intelektualistą, i nikt by już nigdy słowem nie wspomniał o PZPR. I odwrotnie, gdyby tak Fedorowicz... Mało już wiedzieliśmy w III RP takich cudownych metamorfoz? Od samego Wałęsy, przez Niesiołowskiego, po zawodową „kobietę roku" Krzywonos, która z dnia na dzień okazała się w trzydzieści lat po Sierpniu jedną z jego głównych bohaterek? Ba, ja też, kiedy skrytykowałem  Kaczyńskiego, bo było akurat za co, natychmiast przeczytałem o sobie w „Gazecie Wyborczej" że jestem nie antysemitą, oszołomem czy pisowcem, ale „prawicowym liderem opinii".

Dlaczego nazywać to akurat „spisieniem" i udawać, że zaczęło się wczoraj i za sprawą otaczanego histeryczną nienawiścią establisz-mętów Jarosława Kaczyńskiego? To się zaczęło od ? tak, tak ? od Adama Michnika. To on zaprzągł etykę i moralność do służby swym politycznym gierkom, będąc na domiar złego politycznym graczem wyjątkowo marnym. To on zdeprawował debatę publiczną, narzucając jej jako przewodnią zasadę moralność Kalego, z dnia na dzień z pozycji tytana moralności mianując zbrodnię pragmatyzmem, a niezłomność nienawiścią. Całą książkę kiedyś o tym napisałem, pełną konkretnych przykładów.

A nasz Jaś Fasola potrzebował dwudziestu paru lat, żeby zauważyć, że się u nas nagina zasady do doraźnych interesów... I zauważył dopiero, kiedy mu inny tytan intelektu podpowiedział, że to przez Kaczyńskiego.

Byłyby te jego zachwyty równie niewarte wzmianki, jak niedawno wygłaszane pochwały dla „znakomitego dziennikarskiego pomysłu" Urbana, by grzebać w śmieciach Jarosława Kaczyńskiego, ale Żakowski, jak zwykle, musiał przefajnować. Zamiast ograniczyć się do kalumnii, w czym jest jeszcze jako taki, zabrał się też do definiowania „genialnego terminu". I wyszło mu, że „spisienie" to „że reguły obowiązują tylko, gdy są doraźnie użyteczne dla tego, kto je głosi".

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Muzeum Auschwitz to nie miejsce politycznych demonstracji
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Zarzuty dla Morawieckiego. Historyczna sprawa, która podzieli Polskę
Opinie polityczno - społeczne
Rusłan Szoszyn: Dlaczego Putin nie zatrzyma wojny? Jest kilka powodów
Opinie polityczno - społeczne
Ptak-Iglewska: Zazdrośćmy Niemcom frekwencji, najwyższej od czasów zjednoczenia
Materiał Promocyjny
Zrównoważony rozwój: biznes między regulacjami i realiami
Opinie polityczno - społeczne
Marek Cichocki: Kto sięgnie po władzę w Europie
Materiał Promocyjny
Zrozumieć elektromobilność, czyli nie „czy” tylko „jak”