Ktoś zauważył niedawno, że Pałkiewicz musi być niepoprawnym optymistą, skoro zapewnia, że rodzime Mazury mają szanse znalezienia się wśród siedmiu najwspanialszych miejsc planety. Podtrzymuję mój punkt widzenia, bo w megaplebiscycie szwajcarskiej organizacji New7Wonders of Nature już jesteśmy na złotej liście 28 wybrańców.
Nie mam kompleksów, chociaż widziałem z bliska niejedno opiewane w poematach dzieło przyrody. Kiedyś w Encyclopaedia Britannica przeczytałem, że "Trzy Przełomy na mitycznej Jangcy należą do najbardziej imponujących krajobrazów, jakie istnieją na naszej Ziemi". Dwa tygodnie później mogłem skonstatować, że nie było w tym słowa przesady. Innym razem pojechałem do Chin, żeby zrobić reportaż o Wielkim Murze. Nie dotarłem jednak do niego, bo po drodze odkryłem nieudostępnione jeszcze dla zachodniego świata zdumiewające formy krasowych formacji Guilin. Spowity poświatą bajkowy pejzaż do złudzenia przypominał orientalne malowidła. A co powiedzieć o górze Fudżi, symbolu piękna, z jej symetrycznie idealną sylwetką, albo o argentyńskim Perito Moreno, uważanym za najwspanialszy lodowiec na świecie. Biały kolos przyćmiewa swym ogromem całą okolicę, budząc podziw nawet u tak obytego pośród dzieł natury jak ja eksploratora.
Dobrze się sprzedać
Te perły przyrody nie rywalizują jednak z konkurentami Krainy Wielkich Jezior, wybranymi po długiej selekcji spośród 400 globalnych kandydatów. Natomiast na jej drodze znajdują się mityczne: Galapagos, Wielki Kanion, Iguazú [wielki wodospad w Argentynie – dop. red.], Malediwy, Amazonia, Kilimandżaro, Wielka Rafa Koralowa. Top lista robi wrażenie i zdaniem malkontentów nie pozostawia marginesu na złudzenia. Bo jak stawić czoła takim ikonom? Okazuje się, że można. Połowa rywali jest nam tak samo nieznana jak Mazury nieznane są mieszkańcom Irlandii szczycącymi się klifami Moher czy Kanadyjczykom zachwycającymi się zatoką Fundy. Anonimowe są także dla nas: wyspa Jeju w Korei Południowej, grota Jeita w Libanie, fiordy Milford w Nowej Zelandii, podziemna rzeka Puerto Princesa na Filipinach, wreszcie lasy mangrowe Sundarbans w Indiach i Bangladeszu czy góra Yushan w Chinach. Wynik rankingu nie do końca będzie zależeć od niewymiernej przecież oceny piękna, aspektu ekologicznego czy położenia geograficznego, jak chce tego organizator. Miejsce w zwycięskiej siódemce zapewnią sobie kraje, które potrafią się dobrze sprzedać, przyciągnąć uwagę administracji państwowej i maksymalnie zaangażują się w powszechną mobilizację swoich obywateli.
Przestrogą może być przykład kompleksu świątyń Angkor z wcześniejszego, nawiązującego do starożytnej Grecji, konkursu "Siedem nowych cudów świata". Pochłonięte przez drapieżną dżunglę kamienne budowle khmerskie, przewyższające swoją monumentalnością egipskie piramidy czy zabytki Majów, nie weszły do finału, bo rząd Kambodży nie zadbał o promocję.
Ułatwiają nam trochę sprawę bogate kraje, które nie wykazują zbyt dużej aktywności w kampanii. Wśród nich Szwajcaria z górą Matterhorn czy Włochy z Wezuwiuszem. Ale Włosi nie muszą walczyć o awans do wąskiej elity najpiękniejszych miejsc stworzonych przez naturę, bo i tak mają całą gamę cudów natury przyciągających uwagę świata.