Żartownisie... trefnisie... dwaj panowie gwałciciele... bohaterowie walk ze stereotypami i kołtuństwem... - takie reakcje, łagodne i bagatelizujące problem, wywołał brutalny atak Kuby Wojewódzkiego i Michała Figurskiego na Ukrainki. To syndrom naszych czasów, w których także rządzący coraz częściej sankcjonują nawet oczywiste akty chamstwa. W dobie relatywizmu wytłumaczyć można właściwie wszystko.
Źródło siły Platformy
Ale bezkarność nienawiści i przekraczania granic w życiu publicznym prowadzi do eskalacji chamstwa. Wymysły posła Stefana Niesiołowskiego pod adresem dziennikarzy „Rzeczpospolitej" i „Uważam Rze" czy fizyczny atak na Ewę Stankiewicz były pomijane milczeniem. „Stefan tak ma" - usprawiedliwiali posła jego partyjni koledzy. A premier Donald Tusk podczas posiedzenia Rady Krajowej PO mówił wręcz, że „Stefan jest naszym bohaterem i potrafił prezentować odwagę, twardość charakteru i niezłomność".
Nawet kiedy Tusk wezwał Niesiołowskiego, aby przeprosił Ewę Stankiewicz, uczynił to po orwellowsku, stosując metodę odwracania znaczeń. Napad na dziennikarkę nie stał się - co podpowiada logika i dobre wychowanie - powodem do potępienia posła, który dalece przekroczył granice kulturalnego zachowania. Premier tłumaczył, że Niesiołowski powinien przeprosić, bo „zdolność wybaczania, nieodpowiadanie agresją na agresję, trzymanie nerwów na wodzy to jest źródło siły PO". Innymi słowy, drogi Czytelniku, gdy kogoś oplujesz i dasz komuś po gębie, to znajdź w sobie „zdolność wybaczania" swojej ofierze, że się nawinęła. Pokrętna jest ta logika usprawiedliwiania własnych słabości. Warto byłoby zapytać wyborców PO, czy zgadzają się, że siła ugrupowania, na które głosują, powinna płynąć ze zdolności wybaczania pobitej ofierze.
Walka z kołtunem
W ten paradygmat idealnie wpisuje się tandem Figurski - Wojewódzki. W normalnej sytuacji cham, który obraża bezpodstawnie niewinną osobę, powinien po prostu przeprosić. Ale w czasach, gdy normy przestają obowiązywać, wszystko jest labilne i każde zachowanie da się jakoś wytłumaczyć. Zwolennicy poczucia humoru obu panów argumentowali, że tak wygląda walka z polskim kołtunem (Wojewódzki porównuje się do Mrożka i Gombrowicza), że niektórzy nie rozumieją subtelności błyskotliwego żartu, że sprawa nie jest oczywista. Brakowało tylko opinii, że „Ukrainki same sobie na to zasłużyły".
Sprawa obrażania naszych przyjaciół ze Wschodu i próby tłumaczenia tego jakimiś wymyślnymi pseudointelektualnymi konstrukcjami jest tym bardziej zastanawiająca, że wystarczy prosty myślowy eksperyment, aby uzmysłowić sobie, jak na Ukrainie mogą być przyjmowane takie „żarty". Otóż na Zachodzie pracuje i pracowało ogromnie dużo polskich kobiet. Niech wszyscy zwolennicy humoru podstarzałego faceta, kreującego się na niegrzecznego nastolatka, zastanowią się, jak poczuliby się, gdyby np. w niemieckim radiu znany nad Renem dziennikarz zakpił sobie z Polek, że nie widzi ich twarzy, „bo są wciąż na kolanach", a nie gwałci ich tylko dlatego, że są „brzydkie". Czy wtedy też próbowalibyśmy obrócić to w żart? Czy tłumaczylibyśmy niemieckiego żartownisia, że stawał w naszej obronie, bo ci okropni Niemcy tak traktują Polki, a on chciał z tym walczyć? Nawet marksistowska dialektyka i powstała z niej nowomowa mają swoje granice.