Zostawiono nas na weekend z Hofmanem, który choć na razie cyfryzował nie cały kraj, lecz wyłącznie siebie, a przetargi na pożyteczne machiny, być może, będzie organizował dopiero w przyszłości, przynajmniej zadarł ze skarbówką. Bez wątpienia, jest to coś solidniejszego niż przechwałki na użytek hotelowych, nie w ciemię bitych pięknotek. Równocześnie CBA uprowadza w kajdankach dziesiątki zaradnych urzędników, świeżo wybrani ministrowie zaliczają wpadki za wpadkami, a Szczyt Klimatyczny rozpływa się w niesławie i opałach eksministra Korolca, zmuszonego odgrywać do końca wodzireja, choć nikogo rzecz już nie bawi. W kraju sosny jest więc w tej sytuacji oczywistą normą, że nius o Hofmanie zasłużył na weekendową jedynkę do serwisów i różnych kaw na ławach. Doczepia się do Hofmana przy tym nie kwotę zaległego podatku, tylko tę większą, przed opodatkowaniem. Za każdym razem z ekranu telewizora pulsuje więc wielka cyfra 100 000, od której ma się zakręcić w umyśle elektoratu. W ten weekend jednak wszystkie te góry i te myszy, realne i ukryte, urojone i na pozór wielkie są szczególną marnością.
W te dni po cichu, bokiem, przechodzi nasza prawdziwa, wielka historia. Na sobotę zaplanowano pogrzeb Marianny Popiełuszko. Za sto, dwieście lat, jeżeli ludziom pozwolą trzymać w domu papierowe książki i notesy, a czipy w mózgu będzie jeszcze można personalizować samemu, świat będzie wciąż pamiętał o istnieniu tej zdumiewającej, cichej postaci. Jak kamienie rzucone w wodę zaginą słuchy o dręczących narody satrapach i fałszywych idolach naszego wieku, ale nie o niej. Maleńkiej kobiecie w chustce. Matce świętego, która największych, światowych wyjadaczy potrafiła zapędzić w kozi róg ciętą, bezkompromisową ripostą.
Zdrętwiałam z wrażenia, gdy, niespodziewanie i zupełnie przypadkowo, po raz pierwszy ją usłyszałam. A amatorką banalnych głupot nie jestem. Z teatru zdarzało mi się wychodzić po pierwszym akcie na długo przed nastaniem generacji miernot - reżyserskich leszczy.
„Ja jestem bólem aż do nieba"- powiedziała kiedyś Marianna Popiełuszko. Słuchając jej można było nareszcie pojąć w sposób racjonalny, skąd wziął się fenomen niesamowitego chłopaka, jakim był jej syn. W czym tkwiła tajemnica tego cudu, że szczupluteńki, chorowity młody człowiek wychowany w parafii Suchowola porwał za sobą warszawski Żoliborz, a następnie stał się gigantem historii. Skąd umiał pisać takie kazania. Od kogo wziął hart ducha, godność, niezależność myśli – tak groźne dla totalitaryzmu, dla każdego bandyckiego systemu. Normalne to zresztą będzie urągowisko, że dzięki jego postaci przejdą do historii nazwiska paru kanalii.
Filozofia życia, logika i mądrość Marianny Popiełuszko zrodzone były z ducha i znajomości Biblii jako podstawowego tekstu kultury. Hołubieni w mediach, tak zwani „ profesorowie etyki", wyrzeźbieni z piaszczystej gleby marksizmu, postawieni naprzeciw tej wielkiej, prostej kobiety są falsyfikatami elit.