Marianne c'est la petite

Zostawiono nas na weekend z Hofmanem, który choć na razie cyfryzował nie cały kraj, lecz wyłącznie siebie, przynajmniej zadarł ze skarbówką.

Publikacja: 23.11.2013 14:26

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Anna Kozicka–Kołaczkowska

Foto: archiwum prywatne

Zostawiono nas na weekend z Hofmanem, który choć na razie cyfryzował nie cały kraj, lecz wyłącznie siebie, a przetargi na pożyteczne machiny, być może, będzie organizował dopiero w przyszłości, przynajmniej zadarł ze skarbówką. Bez wątpienia, jest to coś solidniejszego niż przechwałki na użytek hotelowych, nie w ciemię bitych pięknotek. Równocześnie CBA uprowadza w kajdankach dziesiątki zaradnych urzędników, świeżo wybrani ministrowie zaliczają wpadki za wpadkami, a Szczyt Klimatyczny rozpływa się w niesławie i opałach eksministra Korolca, zmuszonego odgrywać do końca wodzireja, choć nikogo rzecz już nie bawi. W kraju sosny jest więc w tej sytuacji oczywistą normą, że nius o Hofmanie zasłużył na weekendową jedynkę do serwisów i różnych kaw na ławach. Doczepia się do Hofmana przy tym nie kwotę zaległego podatku, tylko tę większą, przed opodatkowaniem. Za każdym razem z ekranu telewizora pulsuje więc wielka cyfra 100 000, od której ma się zakręcić w umyśle elektoratu. W ten weekend jednak wszystkie te góry i te myszy, realne i ukryte, urojone i na pozór wielkie są szczególną marnością.

W te dni po cichu, bokiem, przechodzi nasza prawdziwa, wielka historia. Na sobotę zaplanowano pogrzeb Marianny Popiełuszko. Za sto, dwieście lat, jeżeli ludziom pozwolą trzymać w domu papierowe książki i notesy, a czipy w mózgu będzie jeszcze można personalizować samemu, świat będzie wciąż pamiętał o istnieniu tej zdumiewającej, cichej postaci. Jak kamienie rzucone w wodę zaginą słuchy o dręczących narody satrapach i fałszywych idolach naszego wieku, ale nie o niej. Maleńkiej kobiecie w chustce. Matce świętego, która największych, światowych wyjadaczy potrafiła zapędzić w kozi róg ciętą, bezkompromisową ripostą.

Zdrętwiałam z wrażenia, gdy, niespodziewanie i zupełnie przypadkowo, po raz pierwszy ją usłyszałam. A amatorką banalnych głupot nie jestem. Z teatru zdarzało mi się wychodzić po pierwszym akcie na długo przed nastaniem generacji miernot - reżyserskich leszczy.

„Ja jestem bólem aż do nieba"- powiedziała kiedyś Marianna Popiełuszko. Słuchając jej można było nareszcie pojąć w sposób racjonalny, skąd wziął się fenomen niesamowitego chłopaka, jakim był jej syn. W czym tkwiła tajemnica tego cudu, że szczupluteńki, chorowity młody człowiek wychowany w parafii Suchowola porwał za sobą warszawski Żoliborz, a następnie stał się gigantem historii. Skąd umiał pisać takie kazania. Od kogo wziął hart ducha, godność, niezależność myśli – tak groźne dla totalitaryzmu, dla każdego bandyckiego systemu. Normalne to zresztą będzie urągowisko, że dzięki jego postaci przejdą do historii nazwiska paru kanalii.

Filozofia życia, logika i mądrość Marianny Popiełuszko zrodzone były z ducha i znajomości Biblii jako podstawowego tekstu kultury. Hołubieni w mediach, tak zwani „ profesorowie etyki", wyrzeźbieni z piaszczystej gleby marksizmu, postawieni naprzeciw tej wielkiej, prostej kobiety są falsyfikatami elit.

Wiersz Haliny Poświatowskiej o miłości i śmierci powstał dawno temu. Mariannę wymyślili sobie Francuzi jako symbol własnego kraju. Jestem pewna, że gdyby Poświatowska żyła chętnie przystałaby na zmianę adresu „małej Marianny". Jej utwór niemal proroczy oplótł mnie dziś jak bluszcz. W sieci przejmująco śpiewa go Wanda Warska:

„Marianne c'est la petite

tam, pod tą gołą ścianą

łokciem rozmazuje łzy

twarz ma małą i bladą

na tym wąskim wysokim

z wiejącymi wstążkami w

ciasne drzewo oprawny

odjechał ukochany

słono świeci samotność

i barwę ma zieloną

dwoje oczu przez palce

Zostawiono nas na weekend z Hofmanem, który choć na razie cyfryzował nie cały kraj, lecz wyłącznie siebie, a przetargi na pożyteczne machiny, być może, będzie organizował dopiero w przyszłości, przynajmniej zadarł ze skarbówką. Bez wątpienia, jest to coś solidniejszego niż przechwałki na użytek hotelowych, nie w ciemię bitych pięknotek. Równocześnie CBA uprowadza w kajdankach dziesiątki zaradnych urzędników, świeżo wybrani ministrowie zaliczają wpadki za wpadkami, a Szczyt Klimatyczny rozpływa się w niesławie i opałach eksministra Korolca, zmuszonego odgrywać do końca wodzireja, choć nikogo rzecz już nie bawi. W kraju sosny jest więc w tej sytuacji oczywistą normą, że nius o Hofmanie zasłużył na weekendową jedynkę do serwisów i różnych kaw na ławach. Doczepia się do Hofmana przy tym nie kwotę zaległego podatku, tylko tę większą, przed opodatkowaniem. Za każdym razem z ekranu telewizora pulsuje więc wielka cyfra 100 000, od której ma się zakręcić w umyśle elektoratu. W ten weekend jednak wszystkie te góry i te myszy, realne i ukryte, urojone i na pozór wielkie są szczególną marnością.

analizy
Powódź i co dalej? Tak robią to Brytyjczycy: potrzebujemy wdrożyć nasz raport Pitta
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką
Opinie polityczno - społeczne
Michał Szułdrzyński: Joe Biden wymierzył liberalnej demokracji solidny cios
Opinie polityczno - społeczne
Juliusz Braun: Religię w szkolę zastąpmy nowym przedmiotem – roboczo go nazwijmy „transcendentalnym”
Opinie polityczno - społeczne
Skrzywdzeni w Kościele: Potrzeba transparentności i realnych zmian prawnych
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Opinie polityczno - społeczne
Edukacja zdrowotna, to nadzieja na lepszą ochronę dzieci i młodzieży. List otwarty
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska