Ale nie rzecz w tym, tylko w samym koncercie. Choć to pomysł stary jak świat – połączenie orkiestry symfonicznej i poprockowego bandu – to efekt zawsze budzi ciekawość. A jak w repertuarze są piosenki Andrzeja Zauchy, to robi się już zupełnie fajnie. Trudno się więc dziwić, że widownia Opery Leśnej w Sopocie zapełniła się niemal całkowicie.
W tym samym czasie w Gdańsku ostatnie próby przed premierowym koncertem odbywało Kombii, trójmiejski weteran polskiej sceny muzycznej. Dodam, że koncertem symfonicznym. To zdecydowanie większe wyzwanie niż symfoniczny Zaucha, bo ile utwory tego drugiego dość często były aranżowane pod festiwalowe orkiestry, to Kombii nie wychodziło poza typowy dla pop grupy skład i styl. Zapowiada się ciekawie.
Tę modę na symfoniczne granie – o ile można mówić o modzie (a jeżeli tak, to pozytywnej), odświeżył mniej więcej dwa lata temu Mitch & Mitch. To jedna z oryginalniejszych formacji polskiej alternatywy, do tego stopnia, że trudno zdefiniować jednoznacznie ich styl. Słychać u nich i gitarowe granie, i country, festiwal San Remo, sambę, a nawet japońskie akcenty. Dwa lata temu Mitch & Mitch zaprosili do współpracy Zbigniewa Wodeckiego, czego efektem jest wydana w tym roku płyta „1976: A Space Odyssey".
To zupełnie nowe wykonanie mało znanej płyty Wodeckiego z 1976 roku. Oprócz jej autora i Mitchów wystąpiła na niej 43-osobowa orkiestra. Od tego czasu trwa triumfalne tournee superekipy. W październiku zawita do Gdańska, specjalnie na otwarcie nowego, dużego centrum kulturalnego.
To Stary Maneż we Wrzeszczu, kolejne miejsce na trójmiejskiej mapie, które ma ambicję serwować muzykę z tzw. wyższej półki. Po Mitchach w tym roku są już zakontraktowani m.in. Adam Makowicz, Marianne Faithfull, muza Rolling Stonesów, Fish z Marillion czy Moya Brennan z Clannad.