Najlepsza wiadomość to stwierdzenie Donalda Tuska, że nie zamierza kandydować na prezydenta. Przecież w ciągu ostatnich miesięcy ukazywały się regularnie opinie „dobrze poinformowanych komentatorów”, że premier zmieni fotel w Alejach Ujazdowskich na bardziej prestiżowy przy Krakowskim Przedmieściu. Po co mu to, wszak ironizował o prezydencie jako „strażniku żyrandola”.
Donald Tusk powrócił do Polski uratować partię i wygrać wybory
Gdy wrócił z zaszczytnych, choć niezbyt absorbujących funkcji w Brukseli, stanęło przed nim zadanie opanowania własnej partii, której niegdyś był przywódcą, ale która w międzyczasie mocno mu odjechała. Gdy to przeprowadził, trzeba było się jąć niewykonalnej pracy zmierzającej do wygrania wyborów, które nie były równe ani uczciwe.
Czytaj więcej
Premier Donald Tusk po raz kolejny zdementował plotki, jakoby miał kandydować w wyborach prezydenckich. Ale powiedział też dwie bardzo istotne rzeczy, które wpłyną na kształt sceny politycznej w trakcie najbliższych miesięcy.
Czy pamiętamy, jak samotnie objeżdżał kraj, stając twarzą w twarz z nieżyczliwymi mu ludźmi, odpowiadając na najbardziej niewygodne pytania? Nie miał ani ochrony policyjnej, ani pieniędzy na przekupywanie wyborców, a telewizja przez cały czas obrzucała go błotem. Czy pamiętamy jego samotność? Nie udało się zbudowanie jednej listy, więc sprzągł koalicję nazwaną potem 15 października. Czy pamiętamy tłumne wiece przedwyborcze z niebywałym Marszem Miliona Serc na czele?
Donaldowi Tuskowi urlop nie przysługuje
Zaawansowany w latach piłkarz do końca grał na pochyłym boisku z częściowo spętanymi nogami. Mało że wygrał; odsunął od władzy autokrację, która dodawała ducha kandydatom na satrapów w całej Europie. Przepraszam: wygraliśmy, bo niezwykła frekwencja jest naszym wspólnym dziełem.