Paweł Kukiz miał rację optując za dniem referendalnym. Muzyk chciał, żeby ludzie mogli się wypowiedzieć, nie tylko w czasie wyborów, gdy partie przymilają się do elektoratów, ale żeby ich głos miał znaczenie również nie od politycznego święta. I po raz kolejny Kukiz został oszukany, a idea referendum została upolityczniona, a wręcz upartyjniona.
Jak Komorowski przegrał wybory i referendum
Za pierwszym razem - w 2015 roku - prezydent Bronisław Komorowski wpadł na pomysł urządzenia referendum, żeby zawalczyć o głos wyborców trzeciego w wyborach prezydenckich Pawła Kukiza. Lud nie jest ciemny, jakby chciał Jacek Kurski i nie tylko referendum nie kupił, ale również nie uwierzył w nagłą przemianę prezydenta, który chciał dać więcej władzy obywatelom. Referendum okazało się nieważne, Komorowski wybory przegrał. Może gdyby urzędujący prezydent w trakcie prezydentury wsłuchał się w postulaty muzyka i pochylił się nad jego inicjatywą, to nie zalatywałoby takim fałszem wyborczym i cynizmem politycznym.
Czytaj więcej
Ledwo PiS ogłosił pytania referendalne, a już je zmienia – w przypadku emerytur i przedsiębiorstw...
Dlaczego PiS urządza referendum
Od 2015 roku nikomu do głowy nie przyszło, żeby referendum urządzać. Aż do teraz. Jarosław Kaczyński nie zamierza walczyć o głos Pawła Kukiza i przypodobać się jego wyborcom, bo ci się rozpierzchli, ani tym bardziej dawać więcej władzy suwerenowi. PiS podchodzi do instytucji referendum interesownie i materialnie. Dosłownie.
Udział w referendum to dodatkowe środki na kampanię, możliwość jej prowadzenia przez rządzących nawet w trakcie ciszy wyborczej i zwiększenie przewagi medialnej i wyborczej nad przeciwnikami. Biorący udział w referendum i odpowiadający na pytania mają później wskazać swoich przedstawicieli w Sejmie i Senacie. PiS liczy, że spije śmietankę, nawet kilka razy, dzięki referendum. I właśnie dlatego, że referendum PiS z realnym oddaniem wyboru społeczeństwu nie ma nic wspólnego, dlatego nie wezmę w nim udziału. Tak jak nie wziąłem udziału w referendum Komorowskiego. Ani wtedy nie był to akt sprzeciwu wobec prezydenta, ani teraz nie jest wobec rządzących. Jest to akt sprzeciwu wobec metod, którymi posługują się politycy ośmieszając i obrzydzając instytucję referendum.