#najlepRze2022: Michał Szułdrzyński. Rosja napada na Ukrainę, a Orban wbija Polsce nóż w plecy

Węgierski premier zwala na Warszawę winę za sprowokowanie Putina do Wojny, by wysłać mu sygnał: poparłem sankcje, ale w sercu jestem po twojej stronie, nie jestem już częścią Zachodu.

Publikacja: 05.03.2022 15:17

#najlepRze2022: Michał Szułdrzyński. Rosja napada na Ukrainę, a Orban wbija Polsce nóż w plecy

Foto: AFP

Koniec roku sprzyja podsumowaniom. W cyklu #najlepRze2022 przypominamy teksty z 12 miesięcy tego roku, które wzbudziły najwięcej zainteresowania, emocji i Państwa reakcji.

Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie – mówi stare przysłowie. Rosyjski atak na Ukrainę to bieda, w której możemy przekonać się o tym, ile wart jest sojusz Polski i Węgier, który jest dzieckiem polskiej prawicy a szczególnie Prawa i Sprawiedliwości i jego prezesa Jarosława Kaczyńskiego.

Premier Mateusz Morawiecki próbował jeszcze w piątek pudrować tego trupa, jakim stał się ten sojusz przekonując w Polsat News, że skoro Wiktor Orban poparł sankcje, to uważa, że Rosja jest winna ataku na Ukrainę. Ale problem nie polegał na tym, że Orban nie poparł sankcji (choć jak wiemy z przecieków, podobnie jak Niemcy początkowo się ociągał), ale na tym, że kolportuje nieprawdziwą, rosyjską wersję ostatnich wydarzeń, która jest zagrożeniem do geopolitycznej racji stanu naszego kraju.

Pół biedy nawet, że Orban – wpisując się w rosyjską narrację, straszy Zachód, że zapłaci cenę za sankcje, bo one są – jak powiedział w wywiadzie dla publicznego radia w piątek – bronią obosieczną, i straty liczyć będą nie tylko Rosjanie ale też i Europa. Problem w tym, że w opublikowanym we czwartek wywiadzie opublikowanym w serwisie mandiner.hu Orban uznał, że atak Rosji... sprowokowany był przez fakt, że Zachód nie chciał uznać, że Rosja będzie się czuć bezpieczna dopiero wtedy, gdy będzie otoczona państwami neutralnymi. Orban, za głównego winowajcę uznał... Polskę. „Polacy chcą przesunąć granicę świata zachodniego aż do granicy świata rosyjskiego. Poczują się bezpieczni, jeśli tak się stanie, a NATO, w tym Polska, będą mogły rozmieścić właściwe wojska na zachód od tej linii. Dlatego zaciekle popierają członkostwo Ukrainy w Sojuszu” – mówił węgierski premier. I żalił się, że Węgry znalazły się w „krzyżowym ogniu głównych graczy geopolitycznych”.

Czytaj więcej

Ambasador USA: Putin może rozszerzyć konflikt na Europę. Jesteśmy gotowi się bronić

Co więc naprawdę powiedział Orban? Warto tu postawić kropkę nad i. Jeśli Węgry znalazły się w krzyżowym ogniu graczy geopolitycznych, to znaczy, że Orban nie utożsamia się z żadnym z nich. Nie czuje się więc częścią Zachodu, który postanowił wyraźnie sprzeciwić się rosyjskiej agresji. Coś opowiada o konieczności zachowania jedności Unii Europejskiej, ale mentalnie do niej już nie należy.

Jednym zdaniem potępiając rosyjską agresję, by w drugim tłumaczyć ją awanturnictwem Polski, która „zaciekle” chce rozszerzyć NATO, Orban wbija Polsce w plecy zardzewiały nóż. Zwala winę na Polskę, by wysłać sygnał Putinowi: zmusili mnie do poparcia sankcji, ale patrz, wciąż trzymam z Tobą. Tak należy rozumieć jego kolejne deklaracje, że nie istnieją powody by zrywać współpracę energetyczną z Rosją, że wojna się skończy, a Rosja pozostanie, więc trzeba będzie z nią jakoś współpracować. Już nawet Niemcy, które PiS mocno – często słusznie – krytykował za to, że były wobec Rosji zbyt wyrozumiałe, postanowiły uniezależnić się od energii z Rosji i zbudować silną armię, by wesprzeć NATO. Orban współpracy zrywać nie chce, nie zamyka przestrzeni powietrznej dla rosyjskiego lotnictwa (choć biorąc pod uwagę mapę Europy akurat nie ma żadnego znaczenia) i chce zachować neturalność nie zgadzając się, by przez Węgry szła militarna pomoc dla Ukrainy (co już z geograficznego powodu znaczenie ma dość duże).

Czytaj więcej

Jerzy Haszczyński z Rumunii: Zabierzcie mnie dokądkolwiek

Widać więc, że Orbanowi po prostu bliżej jest do Moskwy niż do Warszawy. Że w swych wcześniejszych krytykach Unii był konsekwentny, budując na Węgrzech oligarchiczny system, podporządkowując sobie media, sądownictwo, cały aparat państwowy, grając na węgierskich resentymentach historycznych, homofobii, islamofobii i lęku przed migracją. Owszem, niekiedy wstawiał się z Polską, niekiedy mamił Kaczyńskiego wizją wspólnej chrześcijańskiej kontrrewolucji, ale po prostu marzył o tym, by budować węgierską wersję putinizmu, stając się ekspozyturą rosyjskich wpływów w naszej części Europy.

Polska prawica powinna sobie pilnie odpowiedzieć na pytanie, czy po wojnie warto utrzymywać taki sojusz.

Opinie polityczno - społeczne
Mariusz Janik: Twarz, mobilizacja, legitymacja, eskalacja
Opinie polityczno - społeczne
Bogusław Chrabota: Śląsk najskuteczniej walczy ze smogiem
Opinie polityczno - społeczne
Jerzy Surdykowski: My, stare solidaruchy
analizy
Lewica przed największym wyzwaniem od lat. Przez Tuska straciła powagę
Opinie polityczno - społeczne
Elżbieta Puacz: Od kiedy biologicznie zaczyna się życie człowieka i co to oznacza w kwestii aborcji